W bardzo wymagających warunkach, przy upalnym słońcu, musiała wyjść na kort Świątek i udowodnić wyższość nad znacznie niżej notowaną Barthel. Polka pracę wykonała w nieco ponad godzinę, pokazując od początku, że jest gotowa na wyzwanie najbardziej obciążającego mentalnie turnieju, jaki tylko można sobie wyobrazić.- Iga miała okazję zagrać tak naprawdę na najwolniejszym korcie, ponieważ jest najnowszy i najmniej jeszcze "grany". A z drugiej strony od razu zagrać na tym największym oznacza, że już większego nie będzie - puścił oko dziennikarzom Sierzputowski. Do pytania, ile Iga musiała dać z siebie w boją z Niemką, a ile energii jeszcze zostało pod jej butem, trener odniósł się następująco: - Ciężko powiedzieć, bo wszystko zależy od dnia. Na pewno ten mecz nie będzie miał wpływu na kolejne spotkania. To kwestia 24 godzin, gdy powróci do grania na sto procent możliwości. Uważam, że tu było jeszcze dużo zapasu. Sierzputowski o Idze Świątek: Zostaje tylko przyzwyczaić się do wilgotności Debiut naszej reprezentantki w Azji pociąga za sobą konieczność odnalezienia się w nowej specyfice miejsca, choć otoczenie Polki nie przesadza z nadawaniem nadmiernego znaczenia temu faktowi. - Musimy pamiętać, że na przykład w Miami też jest bardzo duża wilgotność i również panują bardzo wysokie temperatury. Dlatego to nie jest nic nowego, zresztą tenis podąża za dobrą pogodą i cały rok gramy na świeżym powietrzu oraz w pełnym słońcu. W Polsce pogoda tuż przed wyjazdem też nas rozpieściła, więc teraz tylko zostaje przyzwyczaić się do panującej tu wilgotności - wyjaśnił szkoleniowiec.Co niezwykle ważne, myśląc o kolejnych meczach i różnych porach ich rozgrywania, opiekun Igi potwierdził, że charakterystyka nawierzchni kortu zmienia się w zależności od pory dnia. - Z tego też powodu trenowaliśmy tutaj w różnych porach, od godziny 10 do 18. Wieczorami jest zupełnie inaczej, całkiem inaczej skaczą piłki, co jest uzależnione właśnie od wilgotności. Przykładowo wczoraj było chłodniej, ale podejrzewam, że warunki też byłyby zupełnie inne - wyjaśnił Sierzputowski.Odnosząc się z kolei do wszystkiego, co towarzyszy turniejowi w Tokio, szkoleniowiec wyjawił, że spodziewał się nawet większych restrykcji, więc teraz tym bardziej powinnością "we własnym sosie" jest dbanie o zdrowie, by nie zostać odesłanym na 14-dniową kwarantannę. - Ostatecznie, dzięki uprzejmości PKOl-u, zamieszkałem w wiosce olimpijskiej, bo była dla mnie jeszcze jedna akredytacja. Dzięki temu jestem z całą ekipą, co bardzo mnie cieszy. Artur Gac z Tokio