Spotkanie z naszymi medalistami męskiego konkursu odbyło się w wiosce olimpijskiej. Atmosfera była bardzo przyjemna, a dobrego samopoczucia nie brakowało bohaterom spotkania, którzy udzielali niebanalnych odpowiedzi. Zmęczony, ale szczęśliwy Paweł Fajdek, który w końcu doczekać się przełamania na igrzyskach, ze znanym sobie poczuciem humoru odniósł się do rywalizacji na Stadionie Olimpijskim, odbywającej się bez udziału kibiców. Paweł Fajdek: Kibice mogliby zejść na zawał Nasz czterokrotny mistrz świata liczy, że fanów nie zabraknie już za trzy lata w Paryżu, ale chcąc być szczerym stwierdził, że chwalił sobie takie warunki w trakcie konkursu. - Już przed wylotem mówiłem wiele razy, że jest to sytuacja, na którą nie mamy wpływu, a osobiście uważam, że nawet mi pomogła. Przynajmniej słyszałem, co mówił do mnie trener, słyszałem własne myśli i nic mnie nie rozpraszało. Podejrzewam, że w tej temperaturze i przy tym stresie, jaki zgotowałem trenerowi, fani sportu i moi kibice przy 40 stopniach Celsjusza mogliby zejść na zawał. Więc lepiej, że mogli zostać w domach i klimatyzowanych pomieszczeniach - uśmiechał się 32-latek. Radość, jak to ma w zwyczaju, tłumił w sobie Wojciech Nowicki, który sam doskonale zdaje sobie sprawę, że w okazywaniu emocji nie jest mistrzem olimpijskim. Za to zdecydowanie zaakcentował, że konkurs był dla niego niemal wzorowy. Chwalił pogodę i koło, podkreślił fakt bycia w formie i trafienia na bardzo dobry dzień przy stabilnej technice. A dodatkowo, jak to określił, "głowa też mu zapodała", dzięki czemu od pierwszego rzutu znakomicie wszedł w konkurs. Wojciech Nowicki o ogromnym przeskoku w ciągu pięciu lat Satysfakcja ze złotego medalu ma jeszcze jeden wymiar, o który zadbali przeciwnicy nowo kreowanego mistrza. - Oni też dobrze rzucali, co pokazuje, że coś ruszyło się w naszej konkurencji. Jest wielu młodych, utalentowanych zawodników. Musimy teraz się spinać, żeby z nimi rywalizować. To dobrze rokuje na przyszłość. Bardzo mnie to cieszy, bo ja lubię rywalizację na takim poziomie. Jeśli w takiej walce nawet się przegrywa, to i tak ma się satysfakcję. W olimpijskim finale poziom był wysoki, jak nigdy. Żeby walczyć o brązowy medal, trzeba było rzucać 81,50 m, co w porównaniu do poprzednich igrzysk daje niemal cztery metry różnicy. Ja w Rio de Janeiro rzuciłem 77,73 m i zdobyłem brązowy medal. To bardzo, bardzo duży przeskok - podkreślił nasz złoty medalista. Fajdek: - Jeżeli chodzi o te zawody, to naprawdę oglądaliśmy piękne show i rywalizacja stała na wysokim poziomie. Mnie energia trochę uciekła wraz ze stresem, który mi towarzyszył, ale nie ma się co tłumaczyć - dodał trzeci zawodnik igrzysk. Paweł Fajdek: Zniknęli grubasy, już nie trafia tu odpad - Dlaczego konkurencja się rozwija? Przede wszystkim dlatego, że zniknęli ludzie, którzy się do tego nie nadawali, czyli grubasy. Tacy najczęściej trafiali do tego sportu, ale patrząc na takich kolegów, z którymi startowałem 10 lat temu, dzisiaj ich nie ma. Już nie trafia tu odpad. Do tego dochodzi walka z dopingowiczami. Fajnie, że czyszczą tę konkurencję i miejmy nadzieję, że zmienią zasady, by tacy ludzie nie mogli startować choćby na igrzyskach. Wydaje mi się, że przed nami kilka naprawdę bardzo ostrych sezonów. Teraz najważniejsze będą mistrzostwa świata w USA i podejrzewam, że tam poziom będzie jeszcze wyższy niż w Tokio - kontynuował Fajdek. Dużą szerszą perspektywę, z racji lat spędzonych w sporcie, ma Szymon Ziółkowski, trener Fajdka. Nasz mistrz olimpijski z Sydney z 2000 roku i mistrz świata z Edmonton z 2001 roku zwraca uwagę, że w jednym obszarze widać korzystną zmianę jakościową. - Rywalizacja pod względem poziomu w młocie wraca na normalne tory. Chciałbym, żeby konkurencja bardziej się rozwijała, choć jeszcze parę lat temu niestety mieliśmy myśli, że za chwilę rzutu młotem może nie być, bo, jak już Paweł wspomniał, była bardzo mocno skażona dopingiem - akcentuje Ziółkowski. Szymon Ziółkowski: Zakazać dopingowiczom startu w igrzyskach Szkoleniowiec wielokrotnego mistrza świata niestety ubolewa, że oszustów ciągle nie udało się w pełni wyplenić i wyrzucić poza margines. - Dopingowicza mieliśmy w eliminacjach, chociażby Białorusina Iwana Tichon, czyli mojego rówieśnika, a później niestety także w finale w osobach Francuza Quentina Bigota i Turka Esrefa Apaka, którzy też mają swoje przygody z tym związane. Zdecydowanie jestem zwolennikiem tego, aby dla tych, którzy mają jakąkolwiek przeszłość dopingową, start w igrzyskach był zakazany - ostro zastrzegł Ziółkowski. Gdy nasi reprezentanci zaczęli wypowiadać się o kondycji dyscypliny samej w sobie i widokach na jej przyszłość, niestety nie przedstawiali zbyt optymistycznych prognoz. Zdecydowaną opinię wygłosił Fajdek. - Czy my mamy mistrzostwa świata w rzutach? Czy mamy własne mistrzostwa Europy? Nie, nic z tego. Tak naprawdę dzięki dobroci polskich organizatorów mamy zawody w Polsce. W tym roku dosłownie trzy razy wystartowaliśmy zagranicą, bo nikt nie chce organizować rzutu młotem. Cały czas, od jakichś dziesięciu lat, sukcesywnie spychają nas coraz niżej. Zabierają nam challenge, a na siłę wepchnęli do Gold Toura, który tak naprawdę nas ogranicza. Młot został tam, gdzie był, a reszta ma nas w tyłku. Dołóżmy jeszcze z 14 sztafet i będzie fajnie - ironizował mistrz świata, a dopytany, dlaczego jego zdaniem nikt nie chce "robić" u siebie młota, wypalił: - Może nie jesteśmy tak atrakcyjni jak dziewczyny w majtkach? Może dlatego. Nie mam pojęcia. Panowanie Polaków, rozkwitu nie będzie Po wypowiedzi swojego podopiecznego, głos zabrał Ziółkowski. - Brak chęci do organizacji zawodów wynika też z tego, że nasi zawodnicy i z bloku wschodniego opanowali tę konkurencję od wielu lat. W związku z tym miotacze z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i USA nie zdobywają medali. Jeżeli więc nie będzie nacisków ze strony World Athletics lub organizatora Diamentowej Ligi, żeby rzut młotem był wpleciony do programów mityngów, to wszystko pozostaje w rękach organizatorów. A ci chcą organizować konkurencje pod swoich zawodników, którzy mogą wygrywać. Dopóki nie będzie sportowców z innych krajów zdobywających medale w rzucie młotem, to pełnego rozkwitu nie będzie - smutno skonstatował szkoleniowiec. Nadzieją na ekspansję na nowe terytorium daje niespodziewanie zdobyty srebrny medal w Tokio przez Eivinda Henriksena. Niewykluczone zatem, że być może w przyszłym roku rywalizacja w rzucie młotem zawita do Norwegii. Artur Gac z Tokio