Po dotarciu przed sam stadion zaskoczyło nas, że w miejscu, w którym podczas otwarcia igrzysk gromadził się tłum osób, tym razem były pustki. Okazało się, że japońska policja zastosowała dużo bardziej rygorystyczne podejście i już mniej więcej w odległości 150 metrów od areny nie przepuszczała nikogo bez biletu lub przepustki.W miejscu, na styku służb mundurowych i gromadzących się osób, robiło się coraz bardziej tłoczno. Protestujący nie sprawiali wrażenia bardzo licznej grupy, ale okrzykami i transparentami (m.in. "unieważnić olimpiadę") wyraźnie artykułowali swoje żądania. W pewnej chwili, gdy nadjeżdżał autokar, manifestujący chcieli wyjść na jezdnię i zagrodzić przejazd. Wtedy policja, której coraz więcej docierało na miejsce, zdecydowanie zepchnęła ich w stronę chodnika. Korespondent Interii śledził przebieg wydarzeń przez kilkanaście minut i w tym czasie nie dochodziło do aktów przemocy.Co ciekawe, nieopodal stały również osoby, które z życzliwością nas pozdrawiały, a widząc akredytacje dziennikarskie pytały, skąd jesteśmy. W dowód sympatii otrzymaliśmy wachlarze, rewanżując się przypinką z polską flagą.Artur Gac z Tokio