Lewandowski walczył w drugim biegu eliminacyjnym. Na ostatnim okrążeniu zaliczył upadek i wbiegł na finisz z bardzo dużą stratą, załamany tym, co się stało, pozbawiony szans na awans. Widać było jednak, że upadek Polaka nie nastąpił samoistnie, ale z winy reprezentanta Kataru Abdirahmana Saeeda Hassana, który sprokurował tę nieszczęśliwą sytuację pociągając naszego reprezentanta. O szybkiej akcji strony polskiej, która zakończyła się pełnym sukcesem, w rozmowie z Interią opowiedział Krzysztof Kęcki.- Złożyliśmy oficjalny protest, dowodząc do czego doszło. Jeden z naszych trenerów został zaproszony, bo regulamin stanowi, że może pojawić się tylko jedna osoba. Tam, po wspólnym obejrzeniu materiału z sędziami wskazał, że pierwszy ruch wykonał Katarczyk, który od tyłu szarpał Marcina Lewandowskiego, co w konsekwencji doprowadziło do jego przewrócenia. W ten sposób nasz protest został uznany i zaakceptowany przez jury - wyjaśniał szef szkolenia w PZLA. Cała sprawa, od momentu złożenia protestu, została rozpatrzona bardzo sprawnie.- Zawsze jest taka zasada, że najpierw następuje ogłoszenie wyników, a następnie mamy pół godziny na tego typu działania. Więc naturalnie poszliśmy do centrum informacji technicznej i tam złożyliśmy dokument, a później nastąpiła weryfikacja. Gdyby jednak ta pierwsza instancja podjęła dla nas negatywną decyzję, wówczas mielibyśmy do dyspozycji instancję wyżej, coś na kształt ostatecznego sądu, gdzie już rozstrzyga panel kilku arbitrów. Na szczęście tutaj nie trzeba było dodatkowych działań - wyjaśnił Kęcki.Po takim thrillerze, ze zwrotami akcji w ciągu kilkunastu minut, należy tym bardziej trzymać kciuki, aby ta historia - z sinusoidą emocji u samego Lewandowskiego - miała piękne zwieńczenie na bieżni.- Miejmy nadzieję, że taka sytuacja już nie powtórzy się na tych igrzyskach. Bo nie jest to komfortowa sprawa - podsumował szef szkolenia. Artur Gac z Tokio