- Już trochę wcześniej zdawałam sobie sprawę, że ten mecz zaczyna nam uciekać. Gdy wchodziłam na walkę, miałam tylko jedno trafienie do odrobienia, natomiast z tą zawodniczką Julią Beljajevą bardzo ciężko mi się walczy w natarciu, dlatego tym bardziej liczyłam na przewagę, bym mogła spokojnie się wycofać do defensywy. Akurat z nią dużo pewniej czuję się w takiej taktyce, choć ogólnie jestem raczej zawodniczką ofensywną - dzieliła się wrażeniami Trzebińska.Reprezentantka Polski toczyła heroiczny bój, jednak ponieważ czas się kończył, a do odrobienia ciągle były straty, musiała bardziej zaryzykować. W efekcie Estonki przechyliły szalę zwycięstwa, rywalki awansowały do półfinału, a Polkom pozostała walka o miejsca 5-8. Najpierw wygrały z kadrą ROC (Rosyjski Komitet Olimpijski), a następnie musiały uznać wyższość Amerykanek. Tym samym zajęły 6. miejsce w swoim drużynowym debiucie na IO.- Zdawałyśmy sobie sprawę, że Estonki to najtrudniejszy przeciwnik dnia dzisiejszego. Są w bardzo dobrej formie, a my z naszym rozstawieniem numer dwa trafiłyśmy niefortunnie, bo od razu na tak dobrą drużynę. Szczególnie, że mamy z nimi słabe statystyki, wszak w ciągu ostatnich pięciu lat wygrałyśmy tylko raz. W dodatku teraz walczyły w innym ustawieniu, czyli wyciągnęły wnioski, a u nas nic się nie zmieniło, czyli walczyłyśmy tak, jak zawsze. Bardzo dobrze rozegrały ten mecz - podkreśliła zawodniczka AZS AWF Katowice.W końcu padło najtrudniejsze pytanie, mianowicie o emocje. - U mnie jeszcze nie było płaczu, ale zaraz będzie (chwila ciszy). Wydaje mi się, że wszystkie przyjechałyśmy tutaj po coś innego, natomiast to jest tylko sport - mówiła Trzebińska, z trudem powstrzymując łzy. - Sądzę, że teraz wszystkie potrzebujemy trochę przerwy, żeby odpocząć od emocji, wysiłku i odmawiania sobie wszystkiego. Po to, aby po prostu się zregenerować i zastanowić, co dalej - zakończyła nasza rozmówczyni. Artur Gac z Tokio