Łzy Róży Kozakowskiej podczas dekoracji najlepszych zawodniczek w rzucie maczuga miały podwójne znaczenie. Sukces sportowy to jedno, ale Polka wiele przeszła, by go osiągnąć. Przeszła piekło.O koszmarze polskiej zawodniczki opowiedział materiał Justyny Szubert w programie "Alarm" w TVP1. Róża Kozakowska i jej matka opowiedziały w nim szczegółowo, jak przez wiele lat katował je ojczym, który teraz siedzi w więzieniu. - Ja dlatego jestem taka wysportowana, bo latami musiałam przed nim uciekać - dodaje złota medalistka igrzysk paraolimpijskich w Tokio. I o warunkach, w jakich mieszkała mówi: - Masakra nad masakrą. Żyła bez ogrzewania, z grzybem na suficie, w warunkach urągających wszystkiemu. Ciut się poprawiły, gdy miejsce rudery zajął kontener. Róża sama odłożyła na niego pięć tysięcy złotych z czasów, gdy mogła chodzić i pracowała, resztę dodała mama. Ojciec bił ją, maltretował, wbił jej nawet siekierę w kolano, próbował zaszlachtować nożem. - Nie chciał, abym biegała. Nie chciał, abym trenowała sport o przynosiła puchary - opowiada o swoim koszmarze paraolimpijka w tym materiale. - To potwór. Jako ośmioletnia dziewczynka prosiłam Boga, żeby mnie już zabrał z tego świata i żebym nie musiała tego znosić. Tokio 2020. Trudna droga Róży Kozakowskiej - Dał nam popalić w życiu. Czasami tak nas zmaltretował, że człowiek ledwo uszedł z życiem - zwierza się Róża Kozakowska w materiale "Alarm". - Zawsze byłam poniewierana. Nigdy nie usłyszałem w domu swego imienia, nie wolno mi było siedzieć na wersalce czy kanapie, bo słyszałam, że ktoś taki jak ja nie może tu siedzieć. Spałam poza domem.Ojczym trafił do więzienia, ale wtedy zawodniczkę spotkał nowy koszmar. Ukąszona przez kleszcza, zachorowała na neuroboreliozę stawowo-mózgową. - Ta choroba człowieka ścina z nóg z dnia na dzień - mówi Róża Kozakowska. Zakażenie wywołało u niej porażenie czterokończynowe. To paraliż wszystkich czterech kończyn, chociaż każdej w innym stopniu. Ta odkleszczowa choroba jest bardzo trudna do wykrycia, udało się ją zdiagnozować lekarzom dopiero w 2014 roku. Poza nią polska mistrzyni cierpli też na ednometriozę. Na pomagam.pl trwa zbiórka środków na jej leczenie, potrzeba 163 tys. zł. Przestała chodzić, wylądowała na wózku. Nie rzuciła jednak sportu. - To moje życie, moja walka, moje wszystko. Nie dałabym rady żyć bez niego - mówi. Dlatego stała się paraolimpijką. Trening dał efekty. W Tokio Róża Kozakowska w kategorii F32 wynikiem 28,74 metra pobiła rekord świata w rzucie maczugą osób z takim upośledzeniem kończyn. I zdobyła złoty medal. Na podium się popłakała, gdy słuchała Mazurka Dąbrowskiego. Komentujący igrzyska paraolimpijskie w TVP Sport redaktor Krzysztof Głombowicz powiedział: - Róża Kozakowska już sama nigdzie nie pójdzie, sama się nie ubierze, ale wysłuchała właśnie Mazurka Dąbrowskiego. To jest cud.Jej ojczym niebawem wyjdzie z więzienia.