Sportowcy z Chin sięgnęli po 96 złotych krążków, 60 srebrnych i 51 brązowych. Wyprzedzili Brytyjczyków - 124 (41-38-45) i Amerykanów - 104 (37-36-31). Biało-czerwoni wywalczyli 25 medali (7-6-12), ale jeden prawdopodobnie zostanie odebrany. O stosowanie dopingu podejrzewani są kolarze torowi Marcin Polak i pilot Michał Ładosz, którzy uplasowali się na trzeciej pozycji na 4000 m. Na najwyższym stopniu podium stawali lekkoatleci i tenisiści stołowi. W pchnięciu kulą wygrała Renata Śliwińska, w skoku w dal Karolina Kucharczyk, rzucie dyskiem Piotr Kosewicz, rzucie maczugą Róża Kozakowska, biegu na 1500 metrów Barbara Bieganowska-Zając oraz pingpongiści Patryk Chojnowski w singlu, Natalia Partyka i Karolina Pęk w turnieju drużynowym. Gospodarze Japończycy sięgnęli po 51 krążków, w tym 13 z najcenniejszego kruszcu. Podsumowując tokijską paraolimpiadę przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego Andrew Parsons nie miał wątpliwości, że to była "najważniejsza edycja" tych zawodów ze względu na ryzyko związane z pandemią koronawirua. "(...) Ruch paraolimpijski jest silniejszy niż kiedykolwiek" - powiedział na konferencji prasowej Parsons na kilka godzin przed zgaszeniem ognia olimpijskiego w Tokio. Jednym z bohaterów ostatniego dnia rywalizacji w Japonii był szwajcarski lekkoatleta Marcel Hug, który zwyciężył w zawodach maratońskich na wózkach (T54). Wcześniej zdobył tytuły mistrza paraolimpijskiego na 800, 1500 i 5000 metrów. Obawiano się odwołania igrzysk, ale te się odbyły, choć bez publiczności. "Trybuny bez kibiców... Ten obraz zachowam z tych igrzysk" - przyznał francuski tenisista stołowy Fabien Lamirault, który w finale singla (klasa 2 - wózki) pokonał Rafała Czupera. Kolejna paraolimpiada już za trzy lata w Paryżu.