Spełniłaś już swoje marzenie, czy dopiero jedziesz do Japonii je spełniać? Już sama kwalifikacja to duży krok do spełnienia tego marzenia. Musiałam trochę na to czekać, wciąż czekam. Im bliżej, tym bardziej zaczyna mi się to dłużyć. A marzenie dopiero będę spełniać! Kilka razy odważnie deklarowałaś, że jedziesz do Tokio po medal. Podtrzymujesz? Podtrzymuję tę deklarację! W końcu jadę na igrzyska walczyć o najwyższe cele, jakim jest medal igrzysk. Na pewno będzie ciężko patrząc choćby na to, że w sprincie drużynowym z Marleną Karwacką nie startowałyśmy od zeszłorocznych mistrzostw świata. To długa przerwa dla nas, ale przez ten rok się rozwijałyśmy i miałyśmy parę miesięcy na przygotowanie się do tego najważniejszego startu. Ale dopiero w Tokio sprawdzimy, w jakiej jesteśmy formie, chociaż wszystkie treningi wskazują na to, że jest bardzo dobrze. Tokio 2020: Urszula Łoś wystartuje w trzech konkurencjach Będziesz startować w trzech konkurencjach. Wobec której masz większe oczekiwania? Liczę na sprint drużynowy. To tam zrobiłyśmy kwalifikacje, która pozwoliła nam wystartować w konkurencjach indywidualnych. Bardziej liczę na tę konkurencję, choć mam nadzieję, że indywidualnie też pokaże, na co mnie stać. Jakie nastroje panują przed wyjazdem? Jest i trochę nerwowo i trochę ekscytująco. Cały czas trenujemy na torze w Pruszkowie. W ostatnim czasie nie było wyjazdowych zgrupowań, jesteśmy na miejscu i już nie możemy się doczekać tego startu. Każdego dnia szlifujemy swoją formę i mamy nadzieję, że to przyniesie efekty. Kiedy wylatujecie do Tokio? Ile dni będziecie mieć na aklimatyzację? Wylatujemy 24 lipca tak że nie przejdziemy pełnej aklimatyzacji. Nie patrzymy jednak na to jakoś negatywnie. Zawsze jak miałyśmy starty za oceanem, czy to w Kanadzie czy w Chinach albo Hongkongu, jechałyśmy trzy-cztery dni przed startem, nigdy nie było tej pełnej aklimatyzacji. Zawsze żartujemy, że właśnie tam wykręcałyśmy najlepsze czasy. To tak, jakbyśmy startowały u nas w nocy. Tego się nie boimy, nie zaprząta nam to głowy. Sporo imprez w kolarstwie torowym ostatnimi czasy zostało odwołane. Jak przebiegały Wasze przygotowania? Ciężko było coś zaplanować. W ostatniej chwili odwoływano zawody, czy to ze względu na pandemię czy to na afery polityczne. Cały czas plany się zmieniały, ale jesteśmy w ciągu treningów, nie było przerwy, nie wybiłyśmy się z tego rytmu. Może jest trochę inaczej ze startem, bo wiadomo, że inaczej startuje się na treningu niż na zawodach, ale jestem pozytywnie nastawiona, patrząc na to, jak wyglądamy i jak ocenia nas trener. Kłopoty wokół toru nie wpływają na formę Polki Wokół toru w Pruszkowie też od kilku lat panuje spore zamieszanie. Czy nie miałaś już tego wszystkie dość? Pojawiały się myśli, żeby to rzucić? To jest gdzieś z tyłu głowy, że są jakieś niedomówienia, ale za bardzo się w to nie zagłębiam. Po co? Przychodzę na tor żeby zrobić trening, a nie zajmować się sprawami, które mnie nie dotyczą. Mam wykonać swoją pracę podczas zajęć, a na to to, co dzieje się u góry, nie mam wpływu. W przeszłości uprawiałaś wiele dyscyplin. Co sprawiło, że zostałaś akurat przy kolarstwie? Ja zawsze powtarzam, że moja przygoda z kolarstwem zaczęła się z powstaniem toru. Powstawał nowy klub, jego władze robiły nabory w Pruszkowie i w okolicach, przeprowadzali testy na rowerze stacjonarnych i gdzieś tam mnie wypatrzyli, że warto na mnie postawić. Będąc młodsza miałam słomiany zapał i chciałam próbować wszystkiego. Od koszykówki, przez biegi przełajowe po tenis stołowy. Sport był u mnie od dziecka. Po miesiącu trenowania kolarstwa, takiej zabawy, wprowadzających zajęć na szosie, na których jeździłam po pięć kilometrów, co było dla mnie sporym dystansem, chciałam to rzucić, bo mi się znudziło. Po namowie koleżanki postanowiłam, że będziemy trenować przez wakacje, żeby się nie nudzić. Po wakacjach miałyśmy to rzucić. I tak nie rzuciłam tego już 14 lat. Teraz pewnie tego wolnego czasu jest niewiele, ale co zrobisz, kiedy go już masz? Bardzo lubię czas spędzać w kuchni, piec ciasta, słodkości. Poza tym oczywiście spotykać się z przyjaciółmi. Jednak im bliżej startu, skupiam się coraz bardziej na regeneracji, staram się nigdzie nie szwędać, żeby nogi odpoczywały. Tak że głównie oglądam seriale i czytam książki. A czy Twoje hobby nie przeszkadza w utrzymaniu odpowiedniej diety? Nie, może jakbym jeździła na szosie i musiała pilnować swojej wagi, to pewnie by to przeszkadzało, ale będąc sprinterką, nie muszę tak bardzo uważać, choć oczywiście nie mogę mieć zbyt dużej tkanki tłuszczowej. Zresztą trenując dwa razy dziennie dużo spalam, poza tym nie jem aż tyle słodyczy. Zawsze częstuje domowników. Czyli na igrzyskach Twoje otoczenie może liczyć na coś słodkiego? W wiosce raczej nie będzie warunków, żeby to zrobić, ale jak wrócę do Polski to czemu nie!