Aleksandra Lisowska zajęła 35. miejsce w olimpijskim maratonie w Tokio. Nieco lepiej spisała się Natalia Nadolska, która była 14., natomiast mistrzynią olimpijską została Peres Jepchirchir z Kenii (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ - kliknij).Dla Lisowskiej był to pierwszy w karierze występ na igrzyskach olimpijskich. Jak sama przyznała, przed startem bardzo się bała. Zupełnie jednak niepotrzebnie.Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź Studio Ekstraklasa na żywo w każdy poniedziałek o 20:00 - Sprawdź! - Debiut olimpijski w końcu za mną. Dlaczego w końcu? Ponieważ przyznam, że nigdy tak się nie bałam i nie stresowałam przed żadnym startem jak przed dzisiejszym maratonem w Sapporo. Nie wiedziałam kompletnie czego się spodziewać, czy sobie poradzę w takiej temperaturze, wilgotności i z tym całym wyposażeniem na punktach. Nie wiedziałam, czy mój organizm poradzi sobie w takich warunkach i czy ja dam radę. Wiem, że dużo osób liczyło na dużo więcej dzisiaj z mojej strony, ale uwierzcie, że gdybym wiedziała, że nie będzie aż tak źle, jak się nastawiałam, to bym jeszcze odważniej pobiegała drugą połowę - przyznała nasza reprezentantka w mediach społecznościowych.- Dzisiaj zdobyłam bardzo ważne i ogromne dla mnie doświadczenie i mimo wszystko cieszę się, że miałam możliwość spełniania swojego największego marzenia. Chciałam podziękować wszystkim za wiadomości przed, jak i po stracie. Za wasze wsparcie, i za to, że jesteście ze mną na dobre i na złe. Teraz w końcu czas na dłuższy odpoczynek, abym mogła w pełni się zregenerować przed kolejnym sezonem. Jednak trzy maratony w roku, to dla mnie za dużo. Dlatego wybaczcie, jeśli was zawiodłam, ale naprawdę dałam z siebie w tym roku "ile fabryka dała". A teraz życzę wszystkim dużo zdrowia, uśmiechu i wypoczynku. Pozdrowionka jeszcze z Sapporo - dodała Lisowska. TB