Sascha Fligge, rzecznik prasowy Borussii Dortmund, powiedział, że po pierwszym wybuchu Sven Bender zobaczył kolejne materiały wybuchowe. Krzyknął do kierowcy, żeby ten się nie zatrzymywał i jechał dalej, by jak najszybciej opuścić miejsce zdarzenia. Gdyby kierowca się zatrzymał, prawdopodobnie doszłoby do tragedii, bo po chwili wybuchły dwa kolejne ładunki. Jak już ustalono, znajdowały się w nich metalowe gwoździki. Jeden z gwoździ wbił się w zagłówek fotela autobusu. Zasięg eksplozji wynosił ponad 100 metrów. Badania kryminalistyczne mają wyjaśnić, jakiego materiału wybuchowego użyto i jak skonstruowane były zapalniki. Zachowanie Bendera jest zdumiewające. W relacji innego gracza BVB, bramkarza Romana Buerkiego, tuż po pierwszym wybuchu, wszyscy piłkarze natychmiast padli na podłogę i byli w szoku. Jak się jednak okazuje, chłodną głowę zachował niemiecki obrońca. Gdyby nie jego czujność, być może doszłoby do jednej z największych tragedii w historii sportu.Jak informuje niemiecki dziennik "Die Welt" Borussię od katastrofy uratowały również pancerne szyby oraz specjalnie uzbrojony autokar. Wzmocnione były też koła autobusu, dzięki czemu można było jechać dalej. W efekcie zostały jedynie wybite dwie szyby, a odłamki szkła zraniły obrońcę Marca Bartrę (został przewieziony do szpitala, a później operowano jego rękę). W zdarzeniu ucierpiał też policjant, który jechał motocyklem przed autokarem. ŁS