Klopp opuszczał akurat centrum treningowe "The Reds", gdy rzecznik angielskiego klubu poinformował go o trzech wybuchach, które uszkodziły autokar wiozący piłkarzy Borussii na mecz ćwierćfinału Ligi Mistrzów z AS Monaco. - Byłem zatrwożony i zatroskany, pełen obaw o nich. Myślałem tylko o tym, aby nic nikomu się nie stało. Wczułem się w sytuację, w jakiej oni się znaleźli. Drogę z hotelu na stadion, jaką podążali, znam na pamięć. Znam też wielu piłkarzy i wszystkich działaczy Borussii, z wieloma jestem w stałym kontakcie, ale wtedy - rzecz jasna - nie dzwoniłem do nich, by nie zawracać im głowy w tak trudnej chwili - opowiada Klopp. Charyzmatyczny trener nie dziwi się też UEFA, że przełożyła mecz nazajutrz, a nie na termin późniejszy. - Terminy są napięte, zaraz ruszają półfinały Ligi Mistrzów, trudno byłoby o wolny termin - podkreśla. - Byłem dumny z Borussii, że w tak trudnym momencie znalazła tak wiele odwagi i wyszła na ten mecz. Drużyna zagrała najlepiej jak potrafiła. Po chłopakach, których trenowałem dało się poznać, że nadal są w szoku. Widać to było po ich oczach - zauważył Juergen Klopp. MiBi