Adrianna Kmak, Interia: Czy terrorystów nie powstrzymuje to, że wśród piłkarzy są także wyznawcy islamu? W autokarze Borussii byli tacy zawodnicy. Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas: - Dla nich to jest żaden argument. Przypomnę jeden fakt: w obu wieżach 11 września 2001 roku zginęło 300 muzułmanów. Osama bin Laden mówił o tym, że jest to efekt uboczny, skutek prowadzonej walki i oni też są bohaterami, ale nie należy na to zwracać uwagi, tylko dalej trzeba zabijać na oślep. W żaden sposób nie powoduje to, że ręka im zadrży przed tym, żeby zadać taki cios. Jak kluby powinny radzić sobie z takimi sytuacjami? Da się na nie przygotować? - Tutaj główna rola leży po stronie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i porządek w poszczególnych krajach. Mam tu na myśli służby specjalne, policję, resorty odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Współpraca między klubami, a oddziałami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo musi istnieć, ale główny ciężar spoczywa na służbach. Trudno sobie wyobrazić, żeby kluby wzięły to na siebie. - Oczywiście takie podstawowe elementy, które zadziałały w przypadku Borussii, czyli autobus z pancernymi szybami, wzmacniane poszycie autokaru itd., to są rzeczy, które powinny być standardem w każdym klubie. To dotyczy nie tylko zagrożenia terrorystycznego, ale również zagrożeń związanych z zamieszkami między kibolami itd. Co konkretnie powinny robić kluby w tym zakresie? - Myślę, że ważne są dodatkowe elementy typu przeszkolenie personelu technicznego, który opiekuje się drużyną i klubem, zatrudnianie specjalistów do spraw bezpieczeństwa na stadionach, co się już dzieje. To są elementy, które są niezbędne. Po incydencie w Dortmundzie kwestie bezpieczeństwa w różnych klubach na pewno będą jeszcze raz dyskutowane. Dlaczego widowiska sportowe coraz częściej stają się celem zamachów terrorystycznych? - Taka impreza charakteryzuje się wszystkim tym, co jest potrzebne dla terrorystów, aby osiągnąć określony efekt psychologiczny i propagandowy. To duża impreza, gromadzi się duża liczba osób. Kamery wielu stacji telewizyjnych relacjonują to niemal w czasie rzeczywistym, więc ten przekaz jest zawsze szeroko komentowany. Dla nurtu islamistycznego ma to też swoistą formę pewnej symboliki, czyli takiego ładu i porządku naszej cywilizacji. Uderzenie w sport, czyli to, co nas łączy, co dla nas jest święte, dla nich jest atrakcyjnym celem. Wielu terrorystom chodzi tu jednak głównie o zasięg medialny i efekt psychologiczny. Dobrze zrobiono, że mecz Borussii z Monaco rozegrano już na drugi dzień? - Jest to pokazanie, że się nie ulękniemy terrorystów, nie ustąpimy przed ich zamachami, bo na tym im tak naprawdę zależało. Wtedy odnieśliby pełny sukces. Oba środowe mecze były spotkaniami podwyższonego ryzyka. To nie jest tak, że tam siedział sztab i zastanawiał się, co zrobić. Tego typu procedury funkcjonują i zostają tylko uruchomione. Myślę, że to była przemyślana i właściwa decyzja. Biorąc pod uwagę zmiany kulturowe, jakie zachodzą w Europie, można skutecznie walczyć z terroryzmem? - Musimy się nauczyć żyć z terroryzmem. On wszedł do kanonu takiego funkcjonowania w rzeczywistości. Warto zwrócić uwagę, że terroryzm islamistyczny, to nie jest jedyny terroryzm. Niemcy w tej chwili prowadzą śledztwo i przyjmują wciąż dwie wersje. Jedna dotyczy terroryzmu islamistycznego, a druga tego antyfaszystowskiego. Terroryzmu może być tyle, ile jest ideologii politycznych. Dzisiaj powinniśmy się powoli do tego przyzwyczajać. Skala się będzie zmieniała. Będą okresy, że będzie tych zamachów więcej i będzie ich mniej. Nie pozbędziemy się jednak tego zjawiska. Kwestia tego, na ile się do tego przystosujemy, będziemy wyciągali wnioski i umieli z tym walczyć. Polityka imigracyjna Europy ma tutaj kluczowe znaczenie? - Uproszczeniem jest mówienie, że to wynika z tego, że jest dużo mniejszości muzułmańskiej. Bojówki Państwa Islamskiego, jeśli chciałyby dokonać zamachu na terenie Europy, są w stanie przyjechać tu z Syrii, Iraku czy północnej Afryki. Oczywiście tak jest łatwiej, bo na miejscu są osoby i można je zradykalizować i zrekrutować, ale to w żaden sposób by nas nie uchroniło przed zamachami. Co według pana mogłoby się stać w świecie sportu, a także polityki, gdyby w zamachu w Dortmundzie były jednak ofiary śmiertelne? - Jeżeli doszłoby do ofiar śmiertelnych, to sytuacja dzisiaj byłaby zupełnie inna. Byłaby dużo większa dramaturgia. Mało prawdopodobne, żeby ten mecz wówczas się odbył. Warto zwrócić jednak uwagę, że nie po raz pierwszy sportowcy stają się celem ataków terrorystycznych. Były zamachy dużo bardziej krwawe, ginęli sportowcy, a świat szedł dalej do przodu. Rozmawiała: Adrianna Kmak