Przed rewanżowym meczem ćwierćfinałowym ekipa Łukasza Piszczka jest w trudnej sytuacji. Bliżej awansu jest Kamil Glik i spółka. Po meczu Tuchel wrócił do sytuacji z wtorku, gdy obok autokaru z piłkarzami doszło do eksplozji, w wyniku czego mecz przełożono na następny dzień. - O nic nas nie pytano. Dostaliśmy SMS, że UEFA podjęła decyzję w Szwajcarii. To nie było właściwe, że w Szwajcarii podejmuje się decyzje, w które my tutaj jesteśmy zamieszani - mówił trener Borussii. - Zaraz po ataku mieliśmy poczucie, że potraktowano nas, jakby w nasz autobus uderzyła puszka z piwem. Półtorej godziny później już wiedzieliśmy, że mecz odbędzie się dzień później - dodał Tuchel. W mocnych słowach wypowiadał także obrońca Borussii Sokratis Papastatopulos. - Nie jesteśmy zwierzętami, jesteśmy ludźmi - mówił stanowczo Grek. - Mamy rodziny, małe dzieci w domu, cieszę się, że żyję. Wtorek był najgorszym dniem w moim życiu. Nikomu czegoś takiego nie życzę - powiedział Sokratis. Tuchel nie ukrywał, że wtorkowe wydarzenia miały wpływ na poczynania jego podopiecznych w meczu z Monaco. - Po tym, co się stało, nie byliśmy w stanie grać na najwyższym poziomie. Może w rewanżu pomoże nam myślenie przez 90 minut tylko o piłce - mówił szkoleniowiec BVB. - Można powiedzieć, że właściwie strzeliliśmy sobie dwie bramki samobójcze, a jedna padła ze spalonego - przypominał błędy swoich piłkarzy i sędziego Tuchel. - Mecz nie przebiegał pod nasze dyktando, choć drugą połowę mieliśmy dobrą. W rewanżu czeka nas mnóstwo pracy - powiedział. Tuchel narzekał też na sytuację kadrową, jeszcze pogorszoną przez nieobecność Bartry, rannego w wybuchu. - Mieliśmy nawet jednego zawodnika mniej na ławce, to absurd. Nie mogliśmy nawet wziąć żadnego młodego piłkarza z listy rezerwowej, bo są kontuzjowani - narzekał szkoleniowiec. Rewanż Monaco - Borussia zaplanowano na 19 kwietnia. Liga Mistrzów: wyniki, strzelcy, terminarz WS