Bernardo Rezende prowadził prywatną wojnę podczas mistrzostw świata. Udzielał wywiadów, w których narzekał na władze światowej siatkówki. "Było tak wiele brzydkich rzeczy podczas turnieju.. Tak wiele ciosów poniżej pasa" - to jedna z wypowiedzi brazylijskiego trenera podczas mistrzostw. Grzmiał, że mimo wygrania grupy w 2. rundzie mundialu, Brazylijczycy zostali potraktowani jak drużyna, która zajęła trzecie miejsce i musieli przenieść się z Katowic do Łodzi oraz grać dwa dni z rzędu. Po przegranym meczu z Polską demonstracyjnie nie przyszedł na konferencję prasową, a jego zawodnicy nie przeszli przez tzw. strefę mieszaną, gdzie powinni udzielać wywiadów. Pokazał też środkowy palec jednemu z polskich dziennikarzy. Jednak szef Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej Ary Graca był szczególnie dotknięty tym, że trener "Canarinhos" zaatakował FIVB. "Rzucenie mokrym ręcznikiem w delegata FIVB, pokazanie środkowego palca polskiemu dziennikarzowi, obraźliwe słowa w kierunku przedstawicieli biura prasowego, brak przejścia zawodników przez tzw. strefę mieszaną - tego wszystkiego nie możemy zaakceptować" - zaznaczył Graca jeszcze podczas mistrzostw w Polsce. Władze FIVB ukarały Brazylijczyków jeszcze podczas turnieju regulaminową karą w wysokości dwóch tysięcy dolarów, ale szef światowej federacji zapowiedział, że na tym nie koniec. "Statut i kodeks postępowania FIVB mówią jasno: nie można pod żadnym pozorem wypowiadać się źle o federacji, szczególnie publicznie. Obecnie zbieramy dowody, a potem trener zostanie oskarżony" - stwierdził Ary Graca, prezes FIVB. Szef światowej federacji uważa, że pretensje selekcjonera Brazylii, także w kwestii sędziowania, były niezasadne. "Wszystko odbywało się absolutnie prawidłowo. Nie było żadnego problemu z sędziowaniem. A zgodnie z zasadami gospodarz turnieju ma prawo wybrać miejsce, gdzie będzie grał i czas" - dodał. Zobacz, jak tłumaczył się Rezende: