- Wierzę, że Polaków stać na udział w finale. Oglądałem ich mecze i jestem zdania, że - jeśli utrzymają dotychczasową formę - to będą jednymi z faworytów. Każdy arbiter marzy, by prowadzić finał, ale jeśli awansowaliby do niego "Biało-czerwoni", to ja chętnie obejrzę go w telewizji - podkreślił Dudek, który brał również udział w poprzednim mundialu we Włoszech. Choć zaliczany jest do elity sędziów międzynarodowych i ma wieloletnie doświadczenie, to zaznaczył, że przy prowadzeniu meczów mistrzostw świata nie ma mowy o rutynie. I nie wynika to jedynie z faktu, że turniej odbywa się w Polsce, ale też z zasady obowiązującej wśród arbitrów. - Mówi ona, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Wystarczą jedna czy dwie piłki źle ocenione i twoje notowania spadają - zastrzegł. 53-letni arbiter zwrócił uwagę, że ważną funkcję podczas mundialu pełni wideoweryfikacja. Przyznał, że on i Wojciech Maroszek, który w ubiegłym tygodniu pracował w Katowicach przy meczach Grupy B, mieli ułatwione zadanie. Znali bowiem ten system już z ligowych parkietów. - Z naszej perspektywy siatkówka jest coraz trudniejsza, bowiem akcja toczy się coraz szybciej. Challenge jest tu pomocny. Tym, którzy mają z nim styczność pierwszy raz, ciężko jest nieraz wszystko wychwycić. Na początku może być też niełatwo przyznać, że kilkadziesiąt sekund wcześniej popełniło się błąd. Jeśli chodzi o MŚ, to regulamin mógłby być lepiej doprecyzowany. W głośnej sytuacji podczas meczu USA - Iran jednak nie było wątpliwości. Przepisy mówią wyraźnie, że jeśli wideoweryfikacja nie daje jednoznacznej odpowiedzi, to utrzymana zostaje wcześniejsze decyzja sędziego - dodał. W podobnym tonie wypowiada się Maroszek, który w Katowicach zadebiutował w mistrzostwach globu. - Przede wszystkim system ten obniżył poziom emocji między arbitrami i zawodnikami. Jego słabością może być tylko czasem dokładność. Oglądając jakąś wymianę w telewizji trzeba mieć na uwadze, że obraz z takiej kamery nieraz różni się od tego, którym my dysponujemy. Na jednym wydaje się, że był aut, a na drugim, że piłka była w boisku - podkreślił. Zauważył jednak, że statystyki pierwszej fazy turnieju pokazały, że w większości przypadków racja była po stronie arbitrów. - Zawodnicy mieli słuszność średnio w jednej lub dwóch sytuacjach w meczu, w pozostałych sędziowie. Ja zaś byłem jedynym, który "nie przegrał" z siatkarzami pod tym względem ani razu - dodał. Mieszkający w Żorach Maroszek stwierdził, że nie przeżywał w jakiś szczególny sposób spotkań, przy których pracował. Przyznał jednak, że w pamięci pozostanie mu to, iż pierwszy raz miał okazję prowadzić mecz Brazylijczyków. - Robią bardzo duże wrażenie. Nie tylko dlatego, że są mistrzami świata. Murilo Endres, Bruno Rezende czy Wallace De Souza są niezwykle sprawni i mają w sobie ogromną lekkość. To prawdziwa przyjemność oglądać ich w akcji, ale też wyzwanie, by prowadzić spotkania z ich udziałem - zaznaczył. Dudek z kolei zapamiętał z pierwszej rundy pojedynek Bułgarii z Kanadą. Zespół Płamena Konstantinowa prowadził 2:1, a w czwartej partii 23:20, by przegrać w tie-breaku. - Była to niespodzianka, a dla mnie dodatkowa trudność, bo długi mecz. Wymaga to większego wysiłku nie tylko od zawodników, ale i sędziego, który musi przez długi czas utrzymywać koncentrację. A co z tremą? Ją zostawiam w szatni. Choć po meczu - tak jak u siatkarzy - emocje buzują i ciśnienie "trzyma" jeszcze przez godzinę czy półtorej - zaznaczył. Sędziowie - podobnie jak zawodnicy - przygotowują się do mundialu i poszczególnych spotkań, które przyjdzie im prowadzić. - Pierwszego dnia turnieju oglądaliśmy wszystkie mecze, by przypomnieć sobie poszczególnych siatkarzy, ich charakterystyczne zagrania, ocenę odbicia piłki u rozgrywającego itp. Rozmawialiśmy także o ujednoliceniu sygnalizacji. Nie były to wymogi FIVB, ale gdy znalazło się w gronie 25 arbitrów międzynarodowych spośród 1300 zrzeszonych, to duże wyróżnienie i każdy chciał być dobrze przygotowanym - powiedział Maroszek. Jak dodał, przed MŚ każdy z sędziów przeszedł niezbędne badania medyczne, został sprawdzony podczas prowadzenia meczów oraz przeszedł test ze znajomości przepisów gry. Pod kątem zdrowotnym sprawdzano wzrok i ciśnienie. Od arbitrów wymaga się także "utrzymania sportowej sylwetki". - W tym wypadku mierzony jest wskaźnik BMI, który musi oscylować co najwyżej w okolicach 24 czy 25. Mamy także podany maksymalny odwód w pasie, który wynosi 102 cm. Oczywiście nikt nie pilnuje tego z dokładnością do centymetra. Słyszałem jednak, że rok lub dwa lata temu, podczas imprezy rangi mistrzowskiej juniorów, odesłano do domu kogoś, kto znaczącą przekroczył te normy - wspomina. Przy grze o wysoką stawkę nie brakuje trenerów, którzy często kwestionują decyzję sędziów. - Tych, którzy nie przekraczają granicy dobrego smaku, cenię i szanuję. Można powiedzieć, że jesteśmy podczas meczu z trenerami trochę rywalami. Nieraz wywierają na nas dużą presję, ale to też dobry sprawdzian, bo sędzia nieraz musi mieć silną osobowość oraz wykazać się zdecydowaniem i odwagą - zakończył Maroszek.