- Brazylijczycy lepiej zaczęli to spotkanie. W pewnym momencie zobaczyli, że wracamy mentalnie na boisko i "wymiękli". Po raz kolejny pokazaliśmy charakter i siłę drużyny - podkreślił Zatorski. - W poprzednim spotkaniu (w Łodzi Polacy wygrali 3:2 - przyp. red) pokazaliśmy im, że nie damy się wyprowadzić z równowagi. Nawet bardziej działało to na naszą korzyść, w finale również. Sędzia trochę przytemperował charaktery obu drużyn kartkami i dzięki temu było spokojnie - stwierdził libero, który grał rewelacyjnie przez cały turniej.Krzysztof Ignaczak mówił, że nasi zawodnicy powinni dostać więcej nagród indywidualnych. Jego zdaniem nagroda dla najlepszego libero należała się właśnie Zatorskiemu, a otrzymał ją Francuz Jenia Grebennikov. - Dla mnie najważniejszy jest złoty medal, a nie żadna nagroda indywidualna. Cieszę się, że każdy z nas zagrał dobry turniej, bo bez tego nie osiągnęlibyśmy sukcesu - zaznaczył Zatorski.- Skończyliśmy morderczy turniej. Spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Od pięciu miesięcy nie wychodziliśmy z hoteli, samolotów i z autokarów. Marzyliśmy o tym, żeby w końcu wyjść z pokoju. W poniedziałek to się spełni ze złotym medalem na szyi. Niedługo zaczynamy rozgrywki ligowe i czasu nie mamy zbyt dużo - mówił.- Teraz oczywiście będzie wielu ojców sukcesu. Wszyscy będą nas klepali po plecach, a większość ekspertów nie wierzyła w nas przed turniejem. Ja mam ogromny szacunek dla Mateusza Miki czy dla Michała Kubiaka, to są zawodnicy, którzy nie są doświadczeni, a pokazali wielkie jaja na boisku - dodał Zatorski.A jak będą nowi mistrzowie świata świętować? - Musimy się trzymać w pionie. Wiemy, co nas jeszcze czeka. Na pewno dużo radości, ale głowa ciągle musi pracować i nogi również. Teraz musimy odreagować i cieszmy się tym, co mamy - zakończył Zatorski. Robert Kopeć, Katowice