"Biało-czerwoni wyszli na spotkanie niezwykle skoncentrowani. Nie interesowało ich nic poza tym, co się dzieje na boisku. Ani na chwilę nie byli rozkojarzeni. To jest duży wyczyn, biorąc pod uwagę, jakie warunki panowały na stadionie i obecność ciągle dopingujących 60 tys. kibiców" - powiedział Bednaruk po sobotniej wygranej Polaków 3:0 na Stadionie Narodowym z drużyną z Bałkanów. On sam miał nawet ciarki na plecach jak doszło do prezentacji drużyny. "Adrenalina musiała być na najwyższym poziomie. Nawet ja chciałem kogoś udusić z tego wszystkiego, a co dopiero musiało dziać się w organizmach i psychice siatkarzy, którzy wybiegali na boisko. Na wielkie pochwały zasługuje tutaj sztab szkoleniowy. To właśnie trenerzy przygotowali tak zawodników, że nie myśleli o niczym innym, tylko o Serbach" - dodał. Podkreślił, że na to złożyły się miesiące przygotowań. "To nie stało się na parę minut przed meczem w szatni. Na koncentracji wyłącznie na rywalu, na tym co dzieje się na boisku, a nie naokoło, był kładziony nacisk na pewno od dawna. Nie bez znaczenia jest jednak także relacja w samej drużynie. Młodsi, mniej doświadczeni zawodnicy przyglądają się zachowaniom tych starszych" - zaznaczył. Mimo że Polacy zaprezentowali się bardzo dobrze na Stadionie Narodowym, Bednaruk przestrzegł, by nie mówić, że teraz biało-czerwoni zaczną rozdawać w tym turnieju karty. "Oczywiście to zwycięstwo jest bardzo ważne, ale nie będę oryginalny jak powiem, że turniej jest bardzo długi. Nie można też za bardzo wybiegać w przyszłość. Krok po kroku należy analizować rywala i skupiać się wyłącznie na najbliższym przeciwniku. Nie ma też czasu na to, by za długo cieszyć się z wygranej z Serbami. Ja mogę sobie powspominać, ale siatkarze prawdopodobnie już wieczorem mieli pogadankę na temat kolejnego rywala" - zaznaczył trener warszawskiej drużyny. Szczególnie po starciu z bałkańskim zespołem na pochwały, zdaniem szkoleniowca, zasługuje Mateusz Mika. "Zagrał nie tylko bardzo dobrze w przyjęciu, ale wytrzymał wielką presję. Bałem się o niego, czy to wszystko wytrzyma. To jest ogromny talent, który teraz na każdym kroku porównywany będzie do Bartosza Kurka. On na razie to udźwignął, a to jest niezwykle istotne" - ocenił. Dodatkowo zwrócił uwagę, że właśnie na Stadionie Narodowym w sobotę oficjalnie swoją karierę zakończył Piotr Gruszka, który pochodzi z Kęt, czyli z tego samego miasta, co... Mika. "To wspaniała chwila. 20 lat temu Gruszka zaczynał swoją karierę, teraz można powiedzieć, że oddaje pałeczkę młodszemu koledze z tego samego miasta" - powiedział. We wtorek czeka Polaków kolejny pojedynek w grupie A mistrzostw świata. We wrocławskiej Hali Stulecia zmierzą się z Australią (20.15). Po raz ostatni obie ekipy spotkały się w trakcie igrzysk olimpijskich w Londynie. Porażka z ekipą z Antypodów sprawiła, że w kolejnym meczu Polacy trafili na Rosjan i odpadli z turnieju. "Ta przegrana na pewno nadal siedzi w głowach zawodników. Ale to dobrze. Pojawi się też chęć rewanżu" - zaznaczył Bednaruk i dodał, że Australia jest zespołem tylko teoretycznie słabszym. "Zwróciłbym szczególną uwagę na Thomasa Edgara, atakującego, którego chciałem także ściągnąć do Politechniki. On wprawdzie gra teraz w Korei Płd., ale to jest zawodnik, który jest w stanie zdobyć nawet 30 punktów w jednym meczu. Trzeba być naprawdę mocno skoncentrowanym od pierwszej piłki" - podkreślił. Kolejnymi rywalami Polski będą Wenezuela, Kamerun i Argentyna. Finał zaplanowany jest na 21 września w katowickim Spodku. Tytułu bronią Brazylijczycy.