Organizacja mundialu we Włoszech i w Bułgarii pozostawiała wiele do życzenia. Zdarzało się, że zawodnicy musieli wracać z treningu do hotelu taksówkami, bo nie zapewniono im transportu. Przeprowadzka z Warny, gdzie grali Polacy w pierwszych dwóch rundach turnieju, do Turynu też nie obyła się bez komplikacji. W trakcie trwania turnieju zmieniano zasady, ale tu organizatorzy ponoszą winę na spółkę z władzami FIVB. Krytykowano też formułę rozgrywek. Oprawa spotkań półfinałowych i o medale była jednak na wysokim poziomie. Zgrzyt nastąpił po dekoracji medalistów. Do tej pory na każdej dużej imprezie międzynarodowej odgrywano hymn triumfatora na zakończenie turnieju. W Turynie tego zabrakło. Polscy siatkarze, a także kibice w biało-czerwonych barwach, którzy zasiedli na trybunach Pala Alpitour, nie wysłuchali "Mazurka Dąbrowskiego". Nie wiadomo, czy było to niedopatrzenie ze strony organizatorów, czy też tak zakładał scenariusz. Odegranie hymnu jest kwintesencją radości po zdobyciu złotego medalu, a w tym przypadku tego zabrakło. Szkoda.Sama dekoracja medalistów różniła się w dużym stopniu od tego, co znamy z siatkarskich imprez. Nie było podium ustawionego na boisku. To tam właśnie zawodnicy otrzymywali medale. Tam też zwycięska drużyna otrzymywała puchar. W Turynie, wzorem piłki nożnej, siatkarze pojedynczo szli po schodach, żeby odebrać medale.Nic jednak nie mogło zmącić wielkiego święta polskiej siatkówki. "Biało-Czerwoni" obronili mistrzowski tytuł, czego mało kto się spodziewał. To czwarty medal dla Polski w historii występów w mistrzostwach świata, w tym trzeci złoty. W poniedziałek bohaterowie wracają do kraju. Na Okęciu w Warszawie mieli wylądować około godz. 13.00. Powrót jednak się opóźni ponieważ samolot, którym mieli odlecieć polscy siatkarze został uszkodzony na płycie lotniska w Mediolanie. Linie lotnicze LOT wysyłaj po mistrzów świata zastępczego embraera.