Charyzmatyczny Ignaczak, jeden z najlepszych libero w reprezentacji Polski, na boisku tyleż skuteczny co ekspresyjny, przed mistrzostwami świata w Bułgarii i we Włoszech nie był nadmiernym optymistą. Nasz multimedalista nie przypuszczał, że młodsze pokolenie reprezentantów Polski, po czterech latach, powtórzy gigantyczny sukces i obroni tytuł najlepszej drużyny globu. - My jesteśmy takim narodem, który lubi pompować balonik, natomiast trochę studziliśmy nasze zapędy z racji tego, że ta drużyna była w przebudowie. Trafiło do niej kilku nowych zawodników i tak na dobrą sprawę nie wiedzieliśmy, na co ich stać. Tymczasem pokazali, że stać ich naprawdę na bardzo dużo. Ja uważam, że olbrzymią rolę odegrała mentalność. Ta drużyna, jak podkreślał Fabian Drzyzga, budowała się z sekundy na sekundę, z treningu na trening. Po prostu rosła nam w oczach. Mentalność, zespołowość i brak ewidentnej gwiazdy chyba spowodowało, że mamy obroniony tytuł mistrzów świata - radował się "Igła" przed kamerą TVN24. Zdaniem eksperta Polacy podczas mundialu rozpędzili się do takiej prędkości, że w finale to nie Brazylia była taka słaba, tylko "Biało-Czerwoni" byli w takim gazie, że nikt nie mógłby ich powstrzymać. - Myślę, że obojętnie kogo w niedzielę byśmy postawili naprzeciwko "Biało-Czerwonych", to nie miałby szans. Takim spotkaniem przełomowym, w moim odczuciu, był mecz półfinałowy ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie zagraliśmy znakomite zawody i wytrzymaliśmy presję wyniku, przegrywając 1-2 i wyciągając czwartego seta, a później wygrywając tie-breaka. Wtedy już wiedziałem, że nasi chłopcy mentalnie będą gotowi, by osiągnąć sukces i zdobyć złoty medal - podkreśla Ignaczak. Mistrz świata sprzed czterech lat, który w dniu zdobycia złota zakończył reprezentacyjną karierę, z wielkim uznaniem wypowiada się na temat Bartosza Kurka, zdobywcy nagrody MVP mundialu. O klasie "Igły" świadczy fakt, że nie ma problemu z tym, by przyznać się, że na innej pozycji widział lidera reprezentacji oraz nie spodziewał się, że 30-latek nawiąże do dyspozycji ze swoich najlepszych lat. - Szczerze muszę przyznać, że sypię głowę popiołem, jeśli chodzi o Bartosza. Myślałem, że ten człowiek lepiej by się spisywał na pozycji przyjmującego. Myślałem, że jego miejscem nie będzie rola atakującego. Dzisiaj trzeba pokłonić się naszemu trenerowi Vitalowi Heynenowi, który cierpliwie wytrzymał i odbudował Bartka, bo trzeba powiedzieć, że na początku szło mu ze zmiennym szczęściem. Natomiast końcówka w jego wykonaniu była fenomenalna, coś zadziało się w jego głowie i rozegrał się tak, że znów widzieliśmy tego Bartka, którego mieliśmy okazję oklaskiwać podczas największych sukcesów chociażby w 2012 roku, gdy wygrywaliśmy Ligę Światową. Wtedy to też był Bartek-lider, który na swoich trzymał ciężar gry w ataku. Brawa dla Heynena, że dał szansę chłopakowi i że cierpliwie czekał. Zresztą sam trener powtarzał, że "Bartek wygra mi mecz". I tak faktycznie było, Bartek wygrał mu kilka spotkań - ocenił Ignaczak. AG