Siatkarze reprezentacji Francji już w pierwszym meczu drugiej fazy mistrzostw świata musieli walczyć o życie. Porażka z Serbią - podobnie jak każda kolejna w polskiej grupie H - eliminowała Les Bleus z turnieju i prosto z Warny odsyłała do domów. Dlatego gracze Laurenta Tillie od piątku rozgrywali swoje finały MŚ, a Serbowie mogli ich pozbawić złudzeń. Drużyna z Bałkanów z meczu na mecz grała w Bari coraz lepiej, wieńcząc pierwszą rundę triumfem nad Rosją (3:2) i zgłaszając aspiracje do walki o najwyższe cele. W piątek goniący Polaków w tabeli Serbowie mogli zrobić ważny krok w stronę awansu do najlepszej szóstki turnieju. Francuzi nie czekali na to, co zrobią rywale, tylko od początku spotkania zabrali się do roboty i błyskawicznie wyszli na prowadzenie 8:4. Trafiał atak za atakiem Stephen Boyer, aż Serbowie złapali wreszcie serwis, zaczęli kontrować i po uderzeniu Aleksandara Atanasijevicia wyrównali stan seta (10:10). Trójkolorowi znów mieli lepszy moment w ofensywie, zagrywką trafiał Thibault Rossard, a gdy Earvin N'Gapeth zablokował Marko Ivovicia, Francja znów miała niewielką przewagę (16:13). Zespół z Bałkanów miał problemy z regularnością ataków, nawet Srecko Lisinac grał w kratkę, a to była woda na młyn Les Bleus. Doświadczony i żądny zwycięstw zespół Laurenta Tillie korzystał z błędów rywali z zimną krwią (18:16). Walkę podjął samotny Atanasijević, ale brakowało mu wsparcia, a jego koledzy zawodzili na siatce. Po mocnym ataku Rossarda w kontrze Francuzi prowadzili 20:17, po chwili siatkarz Asseco Resovii znów trafił w bardzo ważnej sytuacji i jego drużyna miała piłkę setową (24:21). Ostatni punkt zdobył dla Les Bleus Boyer, który kiwnął ponad blokiem Serbów i dał drużynie wygraną w partii pierwszej (25:22). Francuzi byli bardzo naładowani energią także o początku seta drugiego, po asie serwisowym N'Gapetha prowadzili już 3:0, a Serbowie wciąż stali w blokach. Trafiali pojedyncze ataki, starali się wrócić do gry, ale poza Atanasijeviciem nie prezentowali gry, którą zachwycali jeszcze kilka dni temu w Bari. Les Bleus za to szli po swoje, Boyer na prawym i Rossard na lewym skrzydle kończyli atak za atakiem (8:5, 11:8) i wyglądało na to, że gracze Laurenta Tillie gładko rozprawią się z bałkańską ekipą. Nikola Grbić nie mógł być zadowolony, starał się wstrząsnąć drużyną, ale ta nie reagowała. W ataku rządzili Francuzi, podbijali uderzenia rywali i kontrowali z zimną krwią (14:9). A gdy nie trafiali, jak N'Gapeth, po ich stronie było szczęście i "challenge" (16:11). Wreszcie Serbowie się obudzili, Uros Kovacević zaczął mocno serwować, a Atanasijević w ataku robił co chciał. I jego drużynie został tylko punkt straty do Les Bleus (16:17). Po chwili Serbowie prowadzili już 19:18, ich dobra gra sprawiła, że Francuzi nie punktowali już tak łatwo. Walka nabrała rumieńców w samej końcówce (22:22), Kovacević dostał "czapę" i rywali prowadzili 24:22. Ale za chwilę Rossard posłał piłkę w aut, Atanasijević zablokował N'Gapetha i to Serbowie mieli rywali na widelcu (25:24). Kolejną akcję źle rozegrał Benjamin Toniutti, Earvin N'Gapeth potężnie uderzył w aut i to Serbowie wygrali seta 26:24. Wygrany set dodał siatkarzom z Serbii pewności siebie i zaraz widać to było na parkiecie. Atanasijević i Kovacević kończyli atak za atakiem, w drużynie był ogień i wola walki, za to Francuzi zacięli się na siatce i popadali w coraz poważniejszy kryzys (4:8). Błyskawicznie na parkiecie pojawił się Kevin Tillie, który miał poderwać zespół do walki i odmienić losy seta, który coraz szybciej uciekał Francji. Wzmocnili serwis Les Bleus, ale gdy mieli piłki w kontrze, N'Gapeth nie był w stanie przedrzeć się przez blok Serbów (7:11). Gra Trójkolorowych falowała, raz udawało im się wygrać dwie-trzy akcje z rzędu, to zaraz tracili w prosty sposób punkty. I cały czas przegrywali, bo Serbia nie zwalniała tempa i szła po swoje (16:13). Pierwsze skrzypce w ataku grał Kovacević, nie zwalniał ręki Atanasijević i wydawało się, że zespół Grbicia kontroluje grę. I wtedy, przy stanie 14:17, dwa asy serwisowe zagrał rezerwowy Antoine Brizard (16:17). W kluczowym momencie Atanasijević kończył ataki z prawego skrzydła (19:16, 22:19), a Nikola Jovović zablokował Nicolasa Le Goffa (22:18). Bałkańska ekipa wzięła seta po kolejnym kapitalnym ataku popularnego "Aleksa". Tym razem były siatkarz PGE Skry Bełchatów uderzył po prostej i rywale nawet w obronie nie drgnęli (25:20). Francuzi na własne życzenie znaleźli się pod ścianą i musieli w secie czwartym poszukać odrodzenia swej gry. Porażka oznaczała jedno - koniec szans na medal MŚ. Laurent Tillie jeszcze raz sięgnął po zmiany, wpuścił od początku partii Barthelemy'ego Chinenyeze i Kevina Tillie, nakazał swoim ludziom ryzyko w polu zagrywki i walkę. I dało to początkowo efekt, bo Serbowie rozpoczęli partię od nieudanych ataków i błędów na siatce (3:6). Jeszcze poprawił na prawej flance Boyer, za chwilę na blok nadział się Nemanja Petrić i Francuzi prowadzili pewnie 11:6. Selekcjoner Grbić poprosił o przerwę, starał się motywować swoich ludzi i zapoczątkować pościg, bo przegrany set oznaczał też utratę punktu. Tym razem Serbom pościg się nie udał, Francuzi znów grali szybko, skutecznie i efektownie (16:11, 19:15). Swoje punkty w ataku "zjadali" Boyer i Tillie, który przejął ciężar gry ofensywnej wobec problemów N'Gapetha. As Francuzów grał nierówno, to trafiał z mocą, to nadziewał się na blok i dawał rywalom cień nadziei (21:15). Serbowie mieli w składzie Atanasijevicia, a ten rozgrywał kapitalne zawody. Nieźle wprowadził się też Milan Katić, wciąż jednak strata była wysoka, a set szybko uciekał (17:23). Wreszcie wszystko wyjaśnił Boyer, który po raz kolejny na prawej flance nie miał sobie równych i o wygranej miał zadecydować set piąty (25:18). Ciężko było wskazać faworyta, bo obie ekipy w piątek miały lepsze i gorsze chwile. Obie potrafiły zaskoczyć, a jako pierwsi tej sztuki w tie-breaku dokonali Serbowie, bo Kovacecić wykorzystał kontrę obijając blok rywali (3:1). Gra bardzo szybko się wyrównała, Francuzi odpowiedzieli atakami Boyera i Tillie (6:6), ale nie ustrzegli się błędów, a jeszcze Lisinac zablokował na środku siatki Le Goffa (7:5). I wtedy obudził się N'Gapeth, jego atak w kontrze sprawił, że przy zmianie stron to Francja była o punkt lepsza (8:7), a obie potęgi dalej szły łeb w łeb. I wtedy na zagrywkę z rezerwy poszedł Julien Lyneel, Serbowie źle przyjęli piłkę, nie skończyli ataku, a zrobił to Kevin Tillie (10:8). I zaraz role się odwróciły, tym razem w roli głównej wystąpił Atanasijević, jego atak i dwie fantastyczne zagrywki dały prowadzenie Serbii (12:11). Emocje buzowały, a żadna ze stron nie odpuszczała. W końcu kontrę po zaciętej walce wykorzystał N'Gapeth (14:13) i obie potęgi walczyły już na poziomie kolejnych piłek meczowych. Francuzi nie wykorzystali trzech, aż Atanasijević trafił w kontrze obok N'Gapetha, a Kovacević chwilę później zaserwował asa i zakończył to wspaniałe spotkanie (18:16). Porażka oznacza, że Francuzi żegnają się po drugiej fazie z mundialem i nie zagrają o medale w Turynie. A Serbia wciąż liczy się w grze o prymat w grupie H. W piątek zostanie w niej rozegrany jeszcze jeden mecz, Polacy zmierzą się z Argentyną (godzina 19:40). Serbowie w sobotę w Warnie zagrają z reprezentacją Argentyny (godzina 16:00). Francuzów czeka ciężki bój z reprezentacją Polski (godzina 19:40). Serbia - Francja 3:2 (22:25, 26:24, 25:20, 18:25, 18:16) Sędziowali: Ronald Stahl (USA), Scott McLean (Kanada) Widzów: ok. 4000