Siatkarze reprezentacji USA przez pierwszą fazę MŚ przeszli jak burza, wygrali pięć spotkań w Bari i szóste chcieli dorzucić w Sofii, gdzie przyszło im rywalizować w drugiej fazie turnieju. Sęk w tym, że po drugiej stronie siatki mieli zmotywowanych i walczących i pozostanie w grze Kanadyjczyków. Drużyna Stephane'a Antigi znakomicie rozpoczęła turniej, ale po trzech wygranych złapała zadyszkę i porażkami z Brazylią i Francją postawiła się w ciężkiej sytuacji. Trzeci przegrany mecz oznaczać miał koniec marzeń Klonowych Liści o dalszej grze w MŚ, więc z Amerykanami wygrać musieli za wszelką cenę. Pierwsza partia pokazała, że drużynie Stephane'a Antigi będzie niezwykle ciężko pokonać lokalnych rywali i wrócić do gry o dobry wynik w MŚ. Amerykanie bombardowali zagrywką, dominowali w ataku, a Matthew Anderson i Aaron Russell robili na skrzydłach z kanadyjskich blokujących "wiatraki". Wspaniale weszli w mecz siatkarze Johna Sperawa (16:10), za to reprezentacja Kanady nie potrafiła złapać wiatru w żagle. Widać było brak TJ-a Sandersa, który wciąż zmaga się z kontuzją, w ataku nie było lidera, a z każdą kolejną piłką wiara w zwycięstwo umykała z drużyny Antigi. I właśnie dlatego Jankesi wzięli triumf w secie pierwszym 25:17 i objęli prowadzenie w meczu. Set drugi nie przyniósł przełamania, Kanadyjczycy cały czas byli poza grą, popełniali błędy i grali bojaźliwie. A rywale zasypywali ich zagrywkami, nękali w ataku i coraz wyżej prowadzili (6:0, 12:4). Stephane Antiga musiał gasić pożar i ratować zespół, który znalazł się na krawędzi i zmierzał w prosty sposób w stronę odpadnięcia z MŚ. Po autach uderzali Stephen Maar i Nicholas Hoag, fatalnie rozgrywał Jay Blankenau, a John Gordon Perrin wprost zniknął. Cóż, wszystko co działo się na parkiecie najlepiej oddawał wynik. Reprezentacja USA prowadziła już 20:10, jeszcze Russell trafił z drugiej linii, poprawił potężną bombą po prostej Anderson i Jankesi wygrali seta 25:14. To był siatkarski nokaut, ale wysoko wygrane dwa sety mocno rozluźniły Amerykanów, co zaraz wykorzystali podrażnieni gracze spod znaku Klonowego Liścia. Przez całą trzecią odsłonę Jankesi musieli gonić wynik, starali się odrabiać straty, ale grali w kratkę, a Kanadyjczycy wreszcie grali na dobrym poziomie i prowadzili (9:6, 16:12). John Speraw wydawał się być zdegustowanym postawą swoich siatkarzy, ale nie wykonywał nerwowych ruchów i czekał na przełom. Ten niemal nadszedł w samej końcówce, zaczęli mocno serwować Jankesi, ale ich rywale byli blisko celu i wreszcie dopięli swego. Po ataku Perrina wygrali seta 25:21 i zachowali nadzieję na zwycięstwo. Powrót siatkarzy z USA do gry był piorunujący, zwłaszcza dla reprezentantów Kanady. Amerykanie wrócili do swojej skutecznej i ofensywnej gry, Anderson i Russell znów byli regularni w ataku, a przewaga rosła (11:6, 16:10). Rosła także dlatego, że gra Kanadyjczyków znów była pełna błędów, nie miała właściwego rytmu i z każdą kolejną akcją przypominała bardziej oczekiwanie na katastrofę, niż ratowanie uciekającego wyniku i walkę z rywalem (20:12). Wreszcie Maxwell Holt kropnął na środku w świetnym stylu i zakończył męki Klonowych Liści (25:17). Amerykanie wygrali pojedynek i wzięli komplet punktów, Kanadyjczycy zagrają w weekend jeszcze dwa mecze i nimi pożegnają się z turniejem. W drugim piątkowym meczu grupy G w Sofii Iran ponownie stawi czoła Bułgarii. Pierwsze starcie tych drużyn, w Warnie, Persowie wygrali 3:1. Początek meczu o godzinie 19:40. USA - Kanada 3:1 (25:17, 25:14, 21:25, 25:17) Sędziowali: Nathanon Sowapark (Tajlandia), Hector Ortiz (Portoryko) Widzów: ok. 3500