- Nie wiem co się stało, nie wiem czemu nogi nie podawały, nie potrafię tego wytłumaczyć. Do 700. metra świetnie się czułem. Tam powinienem był mieć siły na jeszcze jedno ruszenie. To nie zadziałało - mówił po zawodach załamany Kszczot. - Jestem wk..., rozżalony. Przyjechałem walczyć o medale, wiem, że na to mnie stać, ale dlaczego tak się stało, dlaczego nogi przestały funkcjonować, nie wiem. Nie jestem nawet zmęczony. Coś nie zagrało - w mocnych słowach wyrażał się nasz lekkoatleta. - Nikt mnie nie zaskoczył, widziałem w telebimie, że Amerykanin się zbliża, ale nogi nie chciały podawać. Znałem też czasy i wiedziałem, że jestem gotowy na 1.43, ale nie pobiegłem tego - opisywał rywalizację. - Nie żałuję, że powiedziałem przed startem, że przyjechałem walczyć o medale. Nie będzie mi to dane. Trudno - podsumował Kszczot. Lepszy humor może mieć Marcin Lewandowski, który zakwalifikował się do finału 800 m. - To był wymarzony bieg. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Dałem z siebie wszystko - podkreślił. - Byli ode mnie lepsi przeciwnicy, ale mam nadzieję, że w finale wykorzystam swój największy atut i pokażę na co mnie stać. Na ostatnich 200 m za daleko puściłem rywali i nie dogoniłem, ale nie rósł między nami dystans, a wręcz malał - powiedział Lewandowski.