Trudno przejść do porządku dziennego nad porażką Małachowskiego. Nasz mistrz świata i mistrz Europy prowadził od swojego pierwszego rzutu na odległość 67,32 metra. W trzeciej próbie poprawił jeszcze wynik, posyłając dysk na odległość 67,55 m. Od początku kontrolował to, co działo się w kole. Przed swoim ostatnim rzutem Harting był czwarty. Nic nie wskazywało, że pobije Polaka, tym bardziej, że w swojej piątej próbie jego dysk wylądował na siatce. Tymczasem w swoim ostatnim rzucie pobił rekord życiowy, posyłając dysk na odległość 68,37 m. Małachowski w ostatniej próbie nie był już w stanie odpowiedzieć Niemcowi. Skończyło się na drugim miejscu i srebrnym medalu. Dokładnie taka sama historia przydarzyła się Januszowi Sidle. To jeden z najwybitniejszych zawodników w historii rzutu oszczepem. W światowej czołówce utrzymywał się przez dwie dekady. Był rekordzistą świata, mistrzem Europy. Do kolekcji brakowało mu jednego, olimpijskiego złota. Mimo że oszczepnik pochodzący z Katowic-Szopienic startował na igrzyskach pięć razy, to upragnionego złotego medalu nie udało mu się wywalczyć. Najbliżej był w Melbourne. Na igrzyska leciał jako rekordzista świata. 30 czerwca 1956 roku na zawodach w Mediolanie posłał oszczep na odległość 83,66 m. W czasie olimpijskiego turnieju hulał wiatr. Sidło, który zawody rozstrzygał z reguły w swojej pierwszej próbie, tym razem prowadzenie objął dopiero w trzeciej serii, rzucając na odległość 79,98 m. Nad rywalami miał jednak kilka metrów przewagi. Kiedy zawody zbliżały się do końca, zdarzyła się niesamowita rzecz. Sidło pożyczył swój oszczep Norwegowi Egilowi Danielsenowi, któremu wcześniej słabo szło w konkursie. Znany dziennikarz Bohdan Tomaszewski, który relacjonował igrzyska w Melbourne, tak komentował całe zdarzenie: "Poprawiłem się na ławce, gdy pojawił się na rozbiegu następny oszczepnik. Niewiele osób patrzyło na Norwega, gdy szykował się do rzutu. Właśnie kończył się jakiś interesujący przedbieg sprinterów. Oszczep, dopiero gdy wyleciał w powietrze, ściągnął na siebie oczy widzów. Ludzie z zapartym tchem śledzili jego lot. Szybował nad boiskiem płaską parabolą. W miarę jaki mijał miejsca, w których padały inne oszczepy, w miarę jak mijał chorągiewki oznaczające rekordy olimpijskie i świata - na trybunach rósł krzyk, który raptownie przeszedł w nieopisaną wrzawę. Oszczep Danielsena wylądował 2 metry za chorągiewką oznaczającą rekord świata Janusza Sidły. Flagi na masztach bezwładnie zwisały w dół - jakby w tym momencie wiatr zatrzymał swój oddech. Chwilę przedtem dmuchał potężnie. Teraz na trybunach i na boisku zrobiło się raptem cicho i spokojnie. Danielsen tańczył ze szczęścia. Janusz Sidło biegł przez boisko, by przyjrzeć się miejscu, gdzie wbił się grot oszczepu Norwega. A potem podszedł do rywala i uściskał go. Uśmiechnął się także. Był to uśmiech pokonanego. Danielsen osiągnął 85,71 m! Najsmutniejszymi ludźmi na trybunach byli Polacy". Teraz podobny sportowy dramat, jaki 60 lat wcześniej, 26 listopada 1956 roku przydarzył się Januszowi Sidle, przeżył na olimpijskim stadionie w Rio nasz świetny dyskobol, w tej chwili już dwukrotny wicemistrz olimpijski Piotr Małachowski. Telewizyjne kamery, po zakończeniu konkursu zarejestrowały słowa czy raczej słowo naszego zawodnika. Małachowski powiedział krótko: przepraszam. Michał Zichlarz