Przed wyjazdem do Peru piąty przed rokiem kierowca Orlen Teamu zapowiadał walkę o podium. Wprawdzie tego celu nie udało mu się zrealizować, ale ze startu jest bardzo zadowolony. "Kolejne oczko wyżej. Ale nie to mnie cieszy najbardziej, a to, że nawiązywaliśmy walkę z najlepszymi. Czterokrotnie przyjeżdżaliśmy w czołowej trójce, więc wysokie miejsce nie jest zasługą tego, że rywale odpadali. A najbardziej się uspokoiłem już po pierwszym etapie - byłem trzeci i wiedziałem, że jestem w stanie walczyć z najlepszymi" - mówił Przygoński podczas konferencji podsumowującej start Orlen Teamu. Jak przypomniał, szans na podium pozbawiła go awaria auta na szóstym etapie. "Po kolei traciliśmy kolejne biegi i w ogóle nie wiedziałem, czy osiągniemy metę. Na szczęście udało nam się dojechać do punktu serwisowego, gdzie nasi waleczni mechanicy w ciągu 55 minut wymienili uszkodzoną skrzynię biegów. Później już na wszelki wypadek po każdym etapie wymienialiśmy ten element, ale strata była nie do odrobienia. Cóż, taki jest Dakar" - dodał. Niespełna 34-letni Przygoński zapewnił, że w przyszłym roku jest gotowy walczyć z najlepszymi. Do startu w kolejnym Dakarze będzie się przygotowywał biorąc udział w pięciu pustynnych rajdach Pucharu Świata. Pierwszy już za miesiąc w Katarze. Swojego kierowcę komplementował pilot Tom Colsoul. "Kuba to wojownik. Jest najmłodszy w czołówce i przed nim wielka przyszłość. Jestem pewien, że nadchodzi jego czas" - powiedział Belg, który zna już smak dakarowego sukcesu. W 2012 roku był członkiem załogi zwycięskiej ciężarówki Holendra Gerarda de Rooya. Skład uzupełniał wówczas polski mechanik Dariusz Rodewald. W tym roku cały rajd odbywał się w piekącym słońcu na peruwiańskich wydmach. Przygoński i Colsoul zgodnie przyznają, że wolą trochę bardziej urozmaiconą trasę. "Trochę za dużo tego piachu. Ja najbardziej lubię szutry. Poza tym było strasznie gorąco. W samochodzie mamy wprawdzie klimatyzację, ale mimo to temperatura wewnątrz oscylowała wokół 55 stopni Celsjusza. To było 10 dni sauny" - przyznał Polak. "Ja generalnie lubię nawigować w takim terenie, ale nie znoszę, gdy ten piasek wszędzie się wciska. W każdym razie na wakacje wybieram góry, a nie plażę" - dodał żartobliwie Belg. Jak prognozuje, przyszłoroczny Dakar miałby się odbyć na terenie Argentyny, Chile i Paragwaju. Na razie jednak organizatorzy nie zdradzili żadnych szczegółów trasy. Oprócz załogi Przygoński, Colsoul barwy Orlen Teamu w tegorocznej edycji Dakaru reprezentowali dwaj motocykliści - Adam Tomiczek i Maciej Giemza. Obaj startowali w tej imprezie po raz drugi. Tomiczek zakończył rywalizację na 16. miejscu, Giemza nie dojechał do mety z powodu awarii motocykla. "16. miejsce uważam za sukces. Tym bardziej, że nie jest łatwo wrócić do tego sportu po poważnej kontuzji, która pod koniec rajdu dawała już znać o sobie. Przede wszystkim chciałem pojechać równo i to mi się udało. Największy stres miałem podczas etapu maratońskiego, gdy bez pomocy serwisu musiałem się uporać z urwaną ośką. Pomógł mi znajomy motocyklista, który jest mechanikiem" - wspomina Tomiczek. "To była dla mnie lekcja pokory" - przyznał Giemza. "Na 86. kilometrze ósmego etapu silnik stanął. Półtorej godziny próbowałem go reanimować, ale bez skutku. Na helikopter czekałem siedem godzin, więc miałem dużo czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć. Przede wszystkim jednak myślałem o kolejnym Dakarze" - zapewnił Giemza. W rywalizacji kierowców samochodów po raz trzeci w karierze zwyciężył Katarczyk Nasser Al-Attiyah w Toyocie. Wśród motocyklistów triumfował Australijczyk Tony Price (KTM). Zespół Orlen Teamu wystartował po raz 20.(PAP) krys/ cegl/