O pierwszym w życiu Dakarze Gratulować jest czego, bo już dojechanie do mety jest osiągnięciem. Do tego udało mi się wykręcić całkiem niezły wynik, 24. miejsce to dobre osiągnięcie. Wydaje mi się, że "wykręciłem" wynik na miarę możliwości. Konkurencja w tym roku była naprawdę ogromna. Wśród debiutantów startowało wielu mistrzów świata w enduro czy motocrossie. O zmęczeniu Na pewno sporo schudłem sześć kilo to minimum, dlatego teraz nie marzę o niczym innym, jak dobrym polskim obiedzie. A potem dwóch tygodniach odpoczynku. Od Dakaru na pewno nie uda mi się uciec, bo przez ten czas będę się zastanawiał, co mogłem poprawić, ale nie mam co narzekać. O chwilach zwątpienia Wiele ich było, ja tylko wiem, kiedy miałem chwile słabości. Sportowo najtrudniej wyglądał etap dziesiąty, zwany maratońskim, na szczęście udało się go przejechać. On dał w kość wszystkim, a mnie chyba stosunkowo na mniej, bo wtedy zacząłem piąć się w "generalce". Najważniejsze, że udało mi się uniknąć upadków czy błędów nawigacyjnych. Może nieskromnie to zabrzmi, ale jak na debiutanta przejechałem cały rajd bardzo mądrze. O ostatnim etapie Najfajniejszą rzeczą na całym Dakarze było przywitanie, które w La Paz zgotowali mi kibice. Na wjeździe do miasta fani stali na długości 50 kilometrów. Było ich kilkaset tysięcy. Dekoracja to ten moment, na który tak naprawdę czeka się najdłużej. O sportowych marzeniach Jako dzieciak marzyłem o starcie w Rajdzie Dakar, teraz udało mi się to zrealizować. Kolejnym marzeniem jest wygranie Dakaru. Nie czuję wielkiej przepaści między mną, a zawodnikami z czołówki. Faktycznie pierwsza w piątka jechała bardzo szybko, ale pamiętam jeszcze jak zaczynałem starty w mistrzostwach Polski. Wtedy najlepsi też wydawali się nieosiągalni. A teraz to ja mam tytuł. To pokazuje, że do wszystkiego da się dojść. KO