Przed dwudniowym etapem maratońskim Domżała i Marton prowadzili w rajdzie. W poniedziałek jednak mieli kłopoty z drążkiem w swoim pojeździe i spadli na trzecie miejsce. We wtorek także nie ominęły ich problemy, ale mimo straty wielu minut obronili wysoką pozycję."To był chyba najtrudniejszy oes na tym rajdzie. Mieliśmy 470 kilometrów ścigania po kamieniach każdej wielkości - od tych wielkości pięści, po te rozmiarów telewizorów. Cieszy nas, że jesteśmy na mecie, ale nie jesteśmy do końca zadowoleni z uzyskanego czasu" - przyznał Domżała na mecie etapu wokół Neomu.Polacy dwukrotnie na trasie przebili oponę. Za drugim razem zwlekali z wymianą, co skończyło się kolejnym uszkodzeniem drążka. "Tym razem na szczęście zajęło nam to tylko pięć, może sześć minut, niemniej była to znacząca strata. W zasadzie wszyscy mieli przygody, poza „Chaleco” Lopezem, który dojechał na metę bez żadnych kłopotów. To jest niewiarygodne i wszyscy nie możemy się nadziwić, jak tego dokonał?" – zastanawiał się kierowca.Na trasie pomogła im inna polska załoga Marek Goczał, Rafał Marton (ojciec Macieja), która oddała im jedno z zapasowych kół. Nie przeszkodziło im to w zajęciu trzeciego miejsca na etapie, najwyższego w tegorocznym Dakarze. "Markowi należą się wielkie podziękowania. Spotkaliśmy się sto kilometrów przed metą i oddał nam jedno ze swoich zapasowych kół. Dzięki temu mogliśmy szybciej jechać i nie przejmować się brakiem zapasu" – podkreślił Domżała. Trzeci z rzędu etap, a piąty w tegorocznej edycji wygrali Chilijczycy Francisco Lopez Contardo, Juan Pablo Latrach Vinagre i objęli prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Domżała i Marton zajmują trzecie miejsce, a na czwarte po dziewiątym etapie awansowali Michał Goczał (młodszy brat Marka) i Szymon Gospodarczyk, którzy we wtorek także mieli problemy techniczne."Odcinek od początku układał nam się rewelacyjnie, myślałem, że będziemy na nim pierwsi albo drudzy. Wiedziałem, że jedziemy szybko, wyprzedzaliśmy wiele załóg. Po tankowaniu złapaliśmy jednego kapcia, wymieniliśmy koło bardzo szybko, więc to nie była duża strata, problemy zaczęły się później. Na neutralizacji poczułem, że coś dzieje się z Can-amem, okazało się, że urwaliśmy tylny drążek kierowniczy, mieliśmy dużo problemów z jego wymianą. Na samym końcu, 10 kilometrów przed metą kolejny raz złapaliśmy kapcia. Dojechaliśmy na metę już na samej feldze. To był ciężki oes dla sprzętu, ale mi się podobał. Kontrolowaliśmy tempo, a usterki zdarzają się każdemu. Jutro będziemy walczyć dalej” - zapewnił Michał Goczał. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Klasa lekkich pojazdów UTV staje się z roku na rok coraz bardziej popularna. W tegorocznym Dakarze wystartowało 60 załóg, niemal tyle co samochodów.W środę 10. etap Dakaru, z Neomu do Al-Uli (583 km, z czego 342 km to odcinek specjalny).