W niedzielę miała miejsce pierwsza część dwudniowego etapu maratońskiego, a to oznacza, że po dotarciu do mety zawodnicy nie mogą korzystać z pomocy serwisu i wszystkie usterki muszą usunąć sami. W pojeździe Polaków awarii uległ napęd na przednie koła. "Mieliśmy naprawdę dobry start. Równy rytm jazdy, żadnych kapci czy problemów nawigacyjnych. Jeszcze za półmetkiem etapu jechaliśmy w czołowej trójce, kiedy 150 kilometrów przed metą pojawiła się poważna usterka. Straciliśmy napęd na cztery koła. Został nam tylko tylni i przez to straciliśmy 10, a może nawet 15 minut" - powiedział Domżała."Musimy z Maćkiem naprawić napęd na cztery koła. Mocno w kość dostały też nasze tylne półosie, więc wymienimy je, kiedy tylko przywiezie je jadąca w stawce ciężarówka serwisowa zespołu Monster Energy Can-Am. Trzymajcie kciuki, żeby nam się udało!" - dodał.Mimo problemów, w klasie T4 Polacy powiększyli w niedzielę przewagę nad najgroźniejszymi rywalami i teraz wynosi ona blisko 10 minut. Bardzo dobrze radzą sobie także obie załogi Energylandia Rally Team - Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk zajmują czwarte miejsce, a Marek Goczał i Rafał Marton - 11.Bez większych kłopotów do mety dojechali Jakub Przygoński i Timo Gottschalk, którzy plasują się na czwartej pozycji w klasyfikacji generalnej samochodów."Dzisiaj nie było większych problemów. Przebiliśmy jedną oponę i po raz pierwszy na tym Dakarze musieliśmy użyć specjalnych podkładek, bo się zawiesiliśmy na wydmie. Samochód wygląda dobrze, ale dokładnie go przejrzymy na biwaku. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok i jutro będziemy atakować" - powiedział Przygoński.W poniedziałek druga część etapu maratońskiego z Sasaki do Neomu. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź!