Domżała z Martonem po raz trzeci jechali w Dakarze. Za pierwszym razem, jeszcze w Ameryce Południowej, świetnie spisywali się w kategorii samochodów, ale popełnili błąd nawigacyjny, nie mogli wydostać się z kanionu, a ich auto dopiero po paru dniach zostało stamtąd wydobyte przez helikopter. Przed rokiem, już w klasie UTV, od początku prześladowały ich problemy techniczne, co pozbawiło ich szans na końcowy sukces. W obecnej edycji prowadzili na półmetku, jednak i tym razem nie obyło się bez problemów z pojazdem. Straty nie były jednak duże i jadąc spokojnie na ostatnim etapie ukończyli rajd na podium. "Trudno wyrazić emocje, które czuliśmy przez ostatnie kilometry trasy. Mentalnie to był dla mnie najtrudniejszy etap rajdu. Tylko 200 kilometrów - tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Ciężko było utrzymać koncentrację. To była ciągła walka ze sobą. A gdy zobaczyliśmy metę, trudno było utrzymać emocje na wodzy. Muszę przyznać, że trochę zaszkliły mi się oczy" - relacjonował Domżała. Jak dodał, były w tym rajdzie bardzo trudne chwile, ale razem z Martonem już myślą, żeby poprawić tegoroczny wynik. "Najtrudniejsze momenty Dakaru, to były kapcie, które przewróciły nasz rajd do góry nogami. Złapaliśmy ich siedem w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Drugą poważną trudność sprawiało nam paliwo. Od samego początku mieliśmy z nim problem. Obcinało nam moc, a to oznaczało dużo większe ryzyko przy próbach utrzymania tempa czołówki. Po dwóch tygodniach stresu i wykańczającego wysiłku trudno opisać, co zrzuca się z siebie w pierwszej chwili wytchnienia po przejechaniu mety. Ale chciałbym na pewno poczuć to jeszcze raz" - podsumował Domżała. W kategorii lekkich pojazdów UTV świetnie spisały się także pozostałe dwie polskie załogi, w których kierowcami byli debiutujący w Dakarze bracia Goczałowie, mający wsparcie doświadczonych pilotów. Michał z Szymonem Gospodarczykiem zajęli czwarte miejsce, a Marek z Rafałem Martonem - ósme.