- Jestem bardzo zdziwiony tym zwycięstwem. Mieliśmy bardzo daleką pozycje startową i jechaliśmy po wielu samochodach. Już na samym początku jakiś kamień spod koła rywala rozbił nam szybę, ale jakoś ją posklejaliśmy. Mieliśmy też jednego kapcia. Cały odcinek jechaliśmy w kurzu, trudno było wyprzedzać, a na końcu okazało się, że jesteśmy najszybsi. Nie mam pojęcia dlaczego - powiedział. Jeszcze na 30 kilometrów przed metą Domżała z Martonem tracili ponad półtorej minuty do innej fabrycznej załogi Can-Am, Hiszpanów Gerarda Faressa Guella i Diego Ortegi Gila. W końcówce okazali się jednak zdecydowanie szybsi. Rajd Dakar. Polacy chcieli zdążyć przed nocą - Cisnęliśmy cały czas, bo baliśmy się, że będziemy jechać po zmroku. Był już zachód słońca, jak dojeżdżaliśmy i byłoby bardzo słabo, gdybyśmy jechali w ciemnościach. Chcieliśmy zdążyć przed nocą - zaznaczył Aron Domżała. Podkreślił, że takich warunków na trasie nie pamięta. - Takiego odcinka chyba jeszcze nie jechałem. Przez 400 kilometrów nie było miejsca, gdzie można by wyprzedzić bez kurzu. Tyle się tego nawdychałem, że do tej pory kręci mi się w głowie. Po odcinku specjalnym miałem tak wszystkiego dość, że poprosiłem Maćka, aby te 100 kilometrów na biwak poprowadził. Po prostu chciałem trochę odpocząć, napić się wody i zjeść krakersa - przyznał. Świetnym finiszem popisali się także Michał Goczał z Szymonem Gospodarczykiem, którzy do zwycięzców stracili zaledwie 22 sekundy. Hiszpanie uplasowali się na trzeciej pozycji. oprac. rana