Interia: Pokonaliście AZS UMCS Lubin różniącą aż 29 punktów. Czy spodziewał się pan trudniejszej przeprawy w tym spotkaniu?Michał Baran: - Nie zastanawialiśmy się nad tym, jak będzie wyglądał ten mecz, ale nastawialiśmy się na ciężką walkę i pierwsza kwarta pokazała , że AZS potrafi być wymagającym rywalem. My przez ten czas rozpoznawaliśmy ich styl gry, trochę to trwało, ale im dalej w mecz, tym nasza gra wyglądała coraz lepiej, stąd taki wysoki wynik.W pierwszej kwarcie, gdy mieliście trochę problemów ze skutecznością, to pan wziął na siebie ciężar zdobywania punktów. - Widziałem, że mogę wykorzystać luki w obronie AZS-u i udało mi się to zrobić. My jednak generalnie nie przejmujemy się tym, że początek meczu nie zawsze jest dla nas udany. Wtedy staramy się rozszyfrować rywala i potem już wiemy, jak grać w ataku.To potwierdzają scenariusze waszych ostatnich spotkań, gdy właśnie w drugiej kwarcie uzyskujecie przewagę, która w praktyce przesądza o zwycięstwach. - Tak to wygląda, ale rywale z każda rundą są mocniejsi. AZS Lublin nie przez przypadek awansował do półfinału, więc wiadomo, że od początku nie da się rywala totalnie zdominować. Mecz z AZS-em Lublin pokazał też siłę waszej ławki, bo to właśnie rezerwowi w drugiej kwarcie zdobywali przewagę. To jest siła waszej drużyny. - Zawsze powtarzałem, że jeśli chce się wywalczyć awans, to gra musi być oparta na dziesięciu, dwunastu zawodnikach, a nie tylko na pięciu. To wychodzi właśnie w meczach play-off. Rezerwowi dostają swoją szansę, zdobywają punkty, a ci z pierwszej piątki mogą odpocząć, zebrać siły i kontrolować wynik.Cel, jaki przed wami postawiono, czyli awans do pierwszej ligi, jest już o krok. Potrzebujecie jeszcze tylko jednego zwycięstwa. Czy w sobotę w Lublinie już będziecie świętować awans? - Czujemy, że cel jest już bardzo blisko, ale trzeba być skoncentrowanym do końca, bo w Lublinie gra się bardzo ciężko. Musimy być maksymalnie skoncentrowani na tym spotkaniu. AZS nie przegrał meczu we własnej hali od ponad roku. Rozmawiał Grzegorz Wojtowicz