"Szarotki" to najbardziej utytułowany klub hokejowy w Polsce. Przed trzema laty świętował wywalczenie 19. mistrzostwa Polski. Paradoksalnie właśnie po tym sukcesie, klub stracił sponsora, a przed rokiem po raz pierwszy w historii spadł z Polskiej Ligi Hokejowej, w której nieprzerwanie grał od 57 lat. W zakończonym sezonie przegrał walkę o ekstraligę w finale pierwszoligowych rozgrywek. Powstanie zawodowej Hokej Ligi otwiera przed Podhalem szansę powrotu do elity. Władze klubu złożyły wniosek o "dziką kartę", ale 200 tys. zł, które trzeba za nią zapłacić, to tylko ułamek potrzebnej kwoty. Aby sprostać wymaganiom gry w lidze zawodowej, klub potrzebuje zabezpieczenia finansowego na poziomie ponad 2 mln zł. Prezes MMKS Podhala ma nadzieję, że jej ekipie uda się zebrać takie środki. Teoretycznie mamy sezon ogórkowy, ale w praktyce zapadają właśnie decyzje, które będą miały ogromny wpływ na polski hokej w kolejnych latach. Jak pani ocenia wprowadzane zmiany? - Jesteśmy ostatnią dyscypliną zespołową w Polsce, która nie ma jeszcze zawodowej ligi. Cała koncepcja zawodowej ligi hokejowej jest dobra, ale najważniejsze jest to, co wydarzy dalej. Jeśli panom reprezentującym spółkę uda się wprowadzić ich pomysły w profesjonalny sposób, to wszyscy będziemy z tego czerpali korzyści. Uczciwie zostało nam powiedziane, że w pierwszym sezonie zostaniemy zwolnieni z opłat sędziowskich i to jest to, co mogą nam zagwarantować dzisiaj poprzez uczestnictwo w Hokej Lidze. Jest perspektywa znalezienia sponsora, ale musimy im dać szansę, aby mogli go znaleźć. Dlatego musimy wywiązać się z zapisów regulaminu marketingowego. Jednym zdaniem: musicie dać im produkt, który można sprzedać. - Bez tego nie zrobią kroku do przodu. Dlatego musimy dać im szansę. Nie uważa pani, że dwieście tysięcy za dziką kartę w dopiero powstającej lidze, to dużo? - Tak, to bardzo dużo. Nie sądzi pani, że w pierwszym sezonie, gdy zawodowa liga dopiero powstaje, każdy powinien mieć prawo przystąpić do niej bez żadnych "dzikich kart", a jedynym warunkiem powinno być uzyskanie wymaganego zabezpieczenia finansowego? - Bardzo chciałabym, aby tak było. Nie wiem czy to się uda, ale będę próbowała negocjować. Rzeczywiście, jest to wielka kwota. No właśnie. Czy w ogóle warto wyłożyć tak duże, jak na warunki naszego hokeja, pieniądze? - Każdy musi ocenić to ze swojej perspektywy. Na Podhalu, mówię o naszym regionie, gra w pierwszej lidze mogła mieć miejsce tylko raz. To był naprawdę bardzo słaby poziom. Były mecze, na które zespoły przyjeżdżały w siedmiu zawodników! Nasi kibice to ludzie kochający tę dyscyplinę, znający się na niej i nie można ich ranić tak marnym widowiskiem. To cios poniżej pasa! Mam pełną świadomość, że jeżeli nie zagramy w ekstralidze, nawet w osłabionym składzie, opartym na naszych młodych zawodnikach, to cofniemy hokej na Podhalu o co najmniej dziesięć lat. A straci na tym też polski hokej, bo w reprezentacji gra wielu naszych wychowanków. Gdyby jednak nie udało się zdobyć miejsca w Hokej Lidze, to wystarczy pieniędzy na grę w pierwszej lidze? - Na pewno ich zabraknie. Bo nawet ci zawodnicy, których mamy: młodzi, perspektywiczni, nie będą chcieli grać w pierwszej lidze i będą szukać zespołów z ekstraligi. To spowoduje, że będzie nam bardzo ciężko utworzyć drużynę na pierwszą ligę, chyba że z juniorów. Poza tym, wiele umów sponsorskich, które już zostały przeze mnie podpisane, wyraźnie mówią o tym, że sponsorzy chcą inwestować w hokej ekstraligowy. Gra w elicie z pewnością otwiera większe możliwości, ale z drugiej strony, w jednym z wywiadów przeczytałem, że nie stać was na przykład na Sebastiana Bielę. Skoro tak, to trudno będzie zebrać zespół na grę Hokej Lidze. - Nie wiem skąd to twierdzenie. To trener postawił żelazne warunki. Nie wyobraża sobie, że może mieć w zespole zawodników, którzy nie będą mogli dwa razy dziennie trenować. Natomiast Sebastian nie mógł poddać się takiemu reżimowi, w związku z czym temat upadł. Trener Ziętara znany jest z tego, że jest bardzo wymagający, ale wie co robi. - To reakcja łańcuchowa: nie będziemy w ekstralidze, to będzie ciężko podpisać umowę ze sponsorem. Musimy tam być, aby dać sobie szansę na lepszą przyszłość. Nawet jeśli ten sezon miałby być słabszy, bo przystępujemy do tego sezonu z gorszej pozycji, bo zaczynamy o wiele później od innych, gdy wielu zawodników podpisało już kontrakty. Nie mieliśmy szansy konkretnych rozmów np. z zawodnikami, którzy będą tworzyć trzon zespołu z Sosnowca. Pewnie i tak tej oferty nie przebilibyśmy, bo z tego co wiem, w grę wchodzą bardzo konkretne pieniądze. Nie mogę mieć ani żalu, ani pretensji do zawodników, że chcą skorzystać z okazji, aby zarobić spore pieniądze, gdy jest na to szansa w polskim hokeju. Dla nas dopóki nie znajdziemy się w ekstralidze, będzie coraz trudniej. Ale z drugiej strony pamiętamy, jak niedawno Podhale zdobywało 19. tytuł, a w następnym sezonie sensacyjnie ograło Sanok i zajęło piąte miejsce, a dobre wyniki nie sprowadziły sponsora do klubu i skończyło się spadkiem. - Dzisiaj jesteśmy w jeszcze trudniejszej sytuacji, bo wynika to z jeszcze gorszej sytuacji gospodarczej Polski, ale rodzi się pytanie: mamy usiąść i płakać? To fajnie, że pamiętamy o wspaniałej historii, którą pisały pokolenia Podhala, ale nie możemy tylko nią żyć. Jak Podhale w przyszłym sezonie widzą władze Nowego Targu? - Bardzo liczę na naszych radnych. Spotkaliśmy się dwukrotnie. Nie wszyscy przyszli, ale przygotowałam im wszystkie materiały, o które prosili. Mam nadzieję, że nie wkradnie się w to polityka i radni uznają, że warto bronić choćby 80-letniej historii. Rozmawiał Mirosław Ząbkiewicz