1. Jakim dzieckiem był Maciek? Czy istnieją według pani jakieś cechy charakteru, po których matka jest w stanie rozpoznać, że jej dziecko może zostać wybitnym sportowcem? Małgorzata Kot: Maciek był raczej spokojnym, ale dość upartym dzieckiem. Nie wiem, czy istnieją takie cechy charakteru, po których mama może stwierdzić, że jej dziecko będzie wybitnym sportowcem. Myślę, że najważniejsze jest to, by młody sportowiec przede wszystkim lubił swoją dyscyplinę sportu, cieszył się jej uprawianiem, a nie tylko uzyskiwanymi wynikami. Na odniesienie sukcesu trzeba niejednokrotnie cierpliwie poczekać i wytrwale dążyć do wyznaczonego sobie celu. 2. Proszę nam zdradzić jakąś tajemnicę z dzieciństwa syna. J Sprawiał kłopoty? M.K.: Nie, wręcz odwrotnie. Zachowywał się tak, jak każdy w jego wieku. Jedyną różnicą było to, że po szkole od razu jechał na trening, a nie wychodził z kolegami grać w piłkę na podwórko. Nie wiem, czy to tajemnica z dzieciństwa, ale może nie wszyscy wiedzą, że Maciek jest fanem motoryzacji. 3. Jaka była pani pierwsza myśl, gdy dowiedziała się pani, że syn chce zacząć trenować skoki narciarskie? Nie przeraziło to panią? M.K.: Miałam nadzieję, że się zniechęci i szybko zrezygnuje. Warunki oraz sprzęt nie były takie jak teraz, zawsze coś było nie takie jak powinno, ale Maciek pomimo tych przeciwności, z chęcią jeździł na treningi. Brak idealnego sprzętu czy obiektów nie demotywowało go, dawał z siebie 100 procent, nie narzekał na niedogodności, walczył za każdym razem. Ja zrobiłam to samo, przełamałam się i wspierałam go w każdej jego decyzji. 4. Czy syn mógł od razu liczyć na pani wsparcie, czy raczej przyszło ono z czasem? M.K.: Rodzina Kotów ma sport w genach. Dziadkowie uprawiali gimnastykę, tata grał w hokeja, mama trenowała narciarstwo alpejskie. Jesteśmy sportową rodziną i wychowywaliśmy chłopców w duchu zdrowej rywalizacji. Wspieranie się i wzajemne zrozumienie było zawsze u nas priorytetem. Dlatego wsparcie ze strony rodziny Maciek miał zawsze i było ono czymś naturalnym. 5. Gdy myślimy o karierze sportowej, najczęściej skupiamy się na największych sukcesach. Ale bywają też chwile trudne. Czy łatwiej sobie z nimi radzą młodzi zawodnicy, czy starsi? M.K.: Moim zdaniem każdy sportowiec, niezależnie od tego czy jest już doświadczonym zawodnikiem czy dopiero początkującym, powinien mieć wsparcie psychologiczne wśród swoich najbliższych. Dlatego ja staram się, by Maciek zawsze czuł, że jestem i że w niego wierzę. Zdarzały się sytuacje, kiedy niezbędna była pomoc psychologa, ale przede wszystkim Maciek miał świadomość, że jego najbliżsi są przy nim, miał w nas oparcie. 6. Motywem przewodnim kampanii Procter & Gamble "Dziękuję Ci Mamo", której Pani wraz z synem jest ambasadorką, jest hasło #MiłośćPonadUprzedzenia. Czy spotkała się Pani z takimi sytuacjami przy okazji kariery sportowej syna? M.K.: Skoki narciarskie są dosyć specyficznym sportem, który najczęściej uprawiają , mające na co dzień kontakt z górami. Jest jednak wielu młodych zawodników, których ta dyscyplina pasjonuje, mimo, że dojeżdżają z dalszych miast, mieszkają z dala od gór. To może tworzyć już na początku kariery, bariery dla młodego skoczka. Wiem od syna, że gdy zaczynał swoją przygodę ze skokami, to jego treningowi koledzy dojeżdżali z bardzo różnych miejscowości, nawet oddalonych o kilkaset kilometrów. Zdarzało się, że byli inaczej traktowani ze względu na to, że nie byli typowymi "przyszłymi skoczkami". 7. Jak według pani najlepiej radzić sobie z uprzedzeniami? M.K.: Przede wszystkim nie wolno się poddawać. Tu ważną rolę odgrywa wsparcie najbliższych. To ono staje się motorem napędowym do tego, aby spełniać się w tym, co się chce robić. 8. Jak wygląda życie rodzica zaangażowanego w karierę sportową dziecka? M.K.: Na samym początku należy pokazać dziecku kilka dyscyplin, zaprowadzić na różne treningi, doradzać, opowiedzieć o różnorakich dyscyplinach, ale nie wybierać za niego. Młody sportowiec będzie wiedział, który trening podobał mu się najbardziej i która dyscyplina najbardziej go zaciekawiła. Później trzeba być rodzicem, który wytrwale wspiera w treningach, wyzwaniach czy zawodach. Oczywiście życie rodzica zaangażowanego w karierę sportową swojego dziecka, to również wiele wyrzeczeń. Wszystko w domu jest podporządkowane zajęciom dziecka, trzeba dostosować się nie tylko do godzin treningów, ale także, na przykład, do diety. 9. Jak wspomina pani chwile, gdy Maciej zaczynał skakać, a pani musiała pomóc się odnaleźć w tej sportowej krzątaninie? Myśli pani z sentymentem o tej ciągłej gonitwie na treningi czy raczej cieszy się pani, że syn dorósł i ten okres jest już za wami. M.K.: Nie byliśmy przekonani do tej dyscypliny, ale tydzień w tydzień wspieraliśmy Maćka w jego pasji, po cichu jednak czekając, aż wreszcie mu się znudzi. Każde zawody to była wyprawa, trzeba było zorganizować transport (prywatnym samochodem), kanapki, pomoc przy smarowaniu nart. A potem pod skocznią podać ciepłą herbatę czy zawiązać sznurówki , które notorycznie się urywały, a kombinezon trzeba było łatać niemal po każdych zawodach. W domu do tej pory wszystko podporządkowane jest skokom. Nagrodą dla mnie jest samopoczucie Maćka. Kiedy widzę, jak wszystko, co związane ze skokami go cieszy, to i ja robię się radosna. W domu żyjemy tym, czym Maciek i to sprawia, że nasza "sportowa więź" jest bardzo silna. 10. Czy ma pani jakieś pamiątki, by zachować wspomnienia z tamtych czasów - pierwsze narty, kask, medale? M.K.: Pamiątki to głównie zdjęcia. W pokoju Maćka na półkach stoją puchary, medale i dyplomy. Poza tym mamy kilka nagrań ze startów syna. 11. W jaki sposób motywowała pani syna? Jak powinna zachować się mama sportowca, gdy przychodzi spadek formy, kryzys i porażki? M.K.: Maciek zawsze był bardzo pozytywnie nastawiony do skoków, nie załamywał się po jednej nieudanej próbie. Sport uprawia się nie tylko dla siebie, ale i dla innych, więc w momencie, kiedy ktoś zauważył, że dobrze skoczył, nabierał jeszcze większej ochoty do trenowania. Kiedy wiedział, że jesteśmy pod skocznią, myślę, że motywowało go to podwójnie. Skakał nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Oczywiście, było wiele trudnych momentów, każdemu z nas było ciężko, jednak wiedziałam, że muszę być silna i wspierać go w decyzji, którą podjął, niezależnie od tego jak trudne to było dla mnie. Potykając się, można zajść daleko. Nie wolno tylko upaść i już więcej się nie podnieść. Wspieram Maćka w chwilach zwątpienia i w jego dążeniu do bycia coraz lepszym sportowcem. 12. Co myśli rodzic, stojąc na zawodach pod skocznią, kiedy przychodzi kolej na syna? M.K.: Kiedy oglądam zawody, najbardziej denerwuję się momentem odbicia. Zawsze stresuję się, że coś nastąpi coś złego, że krzywo się odbije, że upadnie. Bać się nigdy nie przestanę, denerwuję się przed każdym startem. Nie pomaga tłumaczenie, że Maciek to doświadczony skoczek. Ale jak już leci i widzę, że nic się nie dzieje, to się uspokajam. Jeżeli widzę po skoku uśmiech na jego twarzy, to i ja się uśmiecham i jestem dumna, że to ja jestem mamą Maćka. 13. Kiedy poczuła pani największą dumę z osiągnięć Maćka? M.K.: Rodzice są dumni z osiągnięć dziecka przez całą jego karierę. Myślę, że zakwalifikowanie się Maćka na zawody dzieci do Ga-Pa, włożenie dresu z orzełkiem i wywalczenie tam w drużynie mistrzostwa było dla mnie wielkim przeżyciem, zwłaszcza, że byliśmy tam z mężem. Kiedy Maciek wygrywa, to jest wielka duma, że to mój syn jest najlepszy. Teraz, gdy Maciek przygotowuje się do Igrzysk Olimpijskich w PyeongChangu, czuję ogromną dumę, ponieważ wiem, że dzięki ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeniom i niezwykłej determinacji, mój syn realizuje swoje marzenia. 14. Czy z ust Maćka często pada "dziękuję ci mamo"? Jeśli tak, to w jakich okolicznościach? M.K.: Maciek zawsze dziękuje za gratulacje, jakie przesyłamy mu po zawodach. Dziękuje za wspólne wyjazdy, np., na baseny, na wakacje, za spędzony czas wieczorem przy winie i rozmowach w gronie najbliższych.