Złoty lotnik z Zębu Radosne informacje płyną do nas prosto z niemieckich i austriackich skoczni. Kamil Stoch jest zdecydowanym liderem Turnieju Czterech Skoczni i wszystko zmierza w dobrym kierunku, by topowa forma przyszła akurat na igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. W Korei Południowej skoczek pochodzący z Zębu będzie bronić dwóch złotych medali wywalczonych przed czterema laty w Soczi. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen Stoch zostawił w tyle ulubieńca gospodarzy i lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Richarda Freitaga. Polak został faworytem do końcowego triumfu i obrony tytułu sprzed roku. Jako pierwszy polski skoczek w historii Stoch wygrał dwa pierwsze konkursy TCS, co nie udało się nawet samemu Adamowi Małyszowi. Choć wszyscy tonują hurraoptymizm, to trener polskich skoczków Stefan Horngacher cieszy się z aktualnej dyspozycji naszego lidera. - Kamil jest w wyższej formie niż rok temu, gdy triumfował w Turnieju Czterech Skoczni. Może powtórzyć wyczyn Svena Hannawalda i wygrać wszystkie konkursy, ale to nie jest naszym celem - przyznał Austriak w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Jakby na potwierdzenie świetnej formy, Stoch w kwalifikacjach na Bergisel w Innsbrucku zajął drugie miejsce. Ustąpił tylko Junshiro Kobayashiemu. Warto jednak zaznaczyć, że na życzenie trenera Horngachera, startował z obniżonego rozbiegu. - Muszę się czasem bronić. Nie macie pojęcia, jak cienka jest granica między stanem koncentracji i skupienia a totalnym przemotywowaniem i szkodliwym przerostem ambicji - mówił spokojnie mistrz olimpijski z Soczi. Aktualna forma lidera kadry, ale także jego kolegów, na czele z Dawidem Kubackim, trzecim po dwóch konkursach Turnieju Czterech Skoczni, pozwala spokojnie patrzeć w przyszłość. Nasi złoci medaliści mistrzostw świata będą walczyć o medal z najcenniejszego kruszcu w Pjongczangu. Do triumfatorów z Lahti dołączył Stefan Hula, a także młody siostrzeniec Małysza i lider Pucharu Kontynentalnego Tomasz Pilch. Na potwierdzenie dobrej dyspozycji "Biało-Czerwonych" wystarczy fakt, że w czwartkowym konkursie w Innsbrucku wystąpi ich aż siedmiu. Murowana faworytka, najmłodsza złota alpejka Stając na najwyższym stopniu podium slalomu w Soczi, Mikaela Shiffrin została najmłodszą w historii mistrzynią olimpijską w narciarstwie alpejskim. Wówczas, w wieku 18 lat i 345 dni, nie miała sobie równych. 22-letnia Amerykanka na każdym kroku potwierdza status bezapelacyjnej faworytki do obrony tytułu w Pjongczangu. Na potwierdzenie tego Shiffrin triumfowała w austriackim Lienzu, gdzie o 0,89 sekundy wyprzedziła Szwajcarkę Wendy Holdener oraz SzwedkęFridę Hansdotter. W slalomie w chorwackim Zagrzebiu Amerykanka też wygrała, co oznaczało czwarte z rzędu zwycięstwo w Pucharze Świata (siódme w sezonie i 38. w karierze). W klasyfikacji wszech czasów zajmuje szóste miejsce. Broniąca Kryształowej Kuli alpejka i trzykrotna mistrzyni świata pewnie zmierza po kolejny Puchar Świata. Pod wrażeniem tych wyników jest m.in. jej utytułowany rodak Bode Miller. - Myślę, że ona może być najlepszym alpejczykiem, jakiegokolwiek widziałem, i to zarówno w rywalizacji kobiet, jak i mężczyzn. Jest kompletna, dynamiczna, skupiona na jeździe i jest w stanie wygrać każde zawody, w których startuje - powiedział 40-letni mistrz olimpijski z Vancouver, dwukrotny zdobywca Pucharu Świata oraz ekspert Eurosportu na igrzyska w Pjongczangu. Reżim z Północy chce wystąpić w Pjongczangu Być może najistotniejszą informacją z ostatniej chwili jest chęć udziału w igrzyskach Korei Północnej. Po raz pierwszy zapowiedział to w przemówieniu noworocznym przywódca reżimu Kim Dzong Un. Zaostrzając ton wobec Stanów Zjednoczonych, Kim złagodził go jednocześnie w stosunku do drugiej Korei. W orędziu noworocznym mówił, że rozważa wysłanie reprezentacji KRLD na zimowe igrzyska olimpijskie, które odbędą się w południowokoreańskim Pjongczangu. W związku z tym - jak stwierdził - przedstawiciele obu Korei powinni się "pilnie spotkać". - Północ i Południe muszą współpracować, aby załagodzić napięcia. Wyrastamy ze wspólnego dziedzictwa, powinniśmy współpracować dla pokoju i stabilności. Chcemy, by igrzyska były sukcesem - stwierdził Kim, który dotąd Koreę Płd. nazywał lokajem Amerykanów. - Zimowe igrzyska olimpijskie w Korei Południowej to dobra okazja dla obu krajów - dodał przywódca KRLD. Jak do tej pory kwalifikację olimpijską zapewnioną ma jedynie para łyżwiarzy figurowych Ryom Tae-ok i Kim Ju-sik. Bardzo ciekawą informację podał Reuters, którego zdaniem możliwe jest nawet rozwiązanie zakładające, że obie Koree wystartują w igrzyskach pod jedną wspólną flagą. Taka sytuacja miała już miejsce w przeszłości, ale w mniej popularnych dyscyplinach sportu. Przykładem może być ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Sydney, gdy reprezentacje Korei Południowej i Północnej maszerowały razem niosąc flagę symbolizującą zjednoczony półwysep. Trzeba pamiętać, że wówczas stosunki między dwoma krajami były zdecydowanie lepsze. Igrzyska olimpijskie w Pjongczangu rozpoczną się 9 lutego, a Eurosport jest ich oficjalnym nadawcą. Łukasz Firchał