Twórca nowożytnej ideologii olimpijskiej baron Pierre de Coubertin ustalił przede wszystkim: "W igrzyskach liczy się przede wszystkim udział". Dane wystąpić w Pjongczangu było wszystkim, nawet amatorom. Dzisiaj w slalomie alpejek Ryon-Hyang Kim z Korei Północnej jechała tak wolno, że musiała się odpychać kijkami, by dojechać do kolejnej bramki. To było połączenie narciarstwa alpejskiego z biegowym. Straciła pół minuty do Szwajcarki Wendy Holdener i nikt nie miał do niej pretensji. Bo liczył się udział. Tak samo jak do chorwackiego biegacza Ediego Dadicia, zdublowanego w biegu łączonym. Dzisiaj świat się będzie rozpływał nad przypadkiem Puta Taufatofuy z Tonga, który najpierw reprezentował Tonga na ostatnich letnich igrzyskach w Rio de Janeiro, w taekwondo, a teraz pobiegnie na nartach, na 15 km stylem dowolnym. I wydzwaniają do niego różni sportowcy z egzotycznych krajów, dopytując jak się dostać na zimową olimpiadę. Takie przypadki można by mnożyć. Szansy występu nie dostał tylko Piotr Żyła, choć jest profesjonalistą w każdym calu. Gdy nie wyszły mu dwa treningi, w których skoczył około 122 m, a dla porównania Kamil Stoch poszybował na 139,5 m, wyrównując rekord dużej skoczni w Alpensia Ski Center, krzyknęliśmy do niego dla otuchy: "Piotrek! Dasz radę! W trzecim odpalisz i wszystkich zachwycisz!". Sęk w tym, że jeszcze zanim wyjechał na górę, od trenera Stefana Horngachera dowiedział się, że nie wystąpi w sobotnim konkursie na dużej skoczni. Co się stało z naszym sympatycznym Piotrkiem? Jakim cudem wyparowała mu forma, dzięki której jeszcze tydzień przed igrzyskami wskoczył na podium PŚ w Willingen? Nie dało się wpłynąć na jego psychikę rozmową, dodaniem otuchy. - Ja z Piotrkiem nie rozmawiałem. Nie wtrącam się im, jest ich tam wystarczająco wielu do takich rozmów. Jest Adam Małysz, jest Stefan Hongacher - powiedział nam prezes PZN-u Apoloniusz Tajner, który przyjął inną taktykę od tej, jaką w kluczowych dla kadry momentach obiera np. szef PZPN-u Zbigniew Boniek. Owszem, Boniek nie ingeruje w skład, ani taktykę, ale lubi być w centrum wydarzeń, porozmawiać z piłkarzami, wpłynąć na ich morale. Czasem wystarczy jedno słowo, jeden gest, jeden wpis na Twitterze. Wyszło tak, że 31-letni Żyła, który już pewnie nie pojedzie na igrzyska za cztery lata, do Pjongczangu przyleciał sobie potrenować na skoczni. Pograć na gitarze i pośpiewać w wiosce olimpijskiej. Pokibicować kolegom i innym Polakom. - Teraz mam jeden plan, ale nie wiem jak go zrealizować - kręcił głową Piotr Żyła, sugerując, że najchętniej, dla złagodzenia bólu, napiłby się alkoholu. Po polsku, po słowiańsku. Co się stało? Stało się to, co się stało. Walczyłem o to, żeby było dobrze, ale nie potrafiłem złapać balansu. Nie mam do siebie pretensji, robiłem, co mogłem. Tu już nic nie szło zrobić. Wydaje mi się, że w trakcie sezonu za dużo było kombinowania. Przez to ciężko było się zorientować, złapać tego, co jest dobre - rozkładał ręce "Wiewiór". - Niby pozycja najazdowa była dobra, ale cały czas coś w niej nie grało. A to za bardzo z przodu, a to za bardzo z tyłu byłem. - Nie liczę też na start w drużynie. Chłopaki dobrze skaczą, po co coś kombinować i mieszać w składzie przed drużynówką. Zresztą nie ma co ich męczyć treningami przed konkursem drużynowym. Niech walczą o ten najważniejszy medal. Ja im będę szczerze kibicował - mówi z rozbrajającą szczerością. Mało kto wie, że za maską wesołka, pozytywnie zakręconego szaleńca skoczni, kryje się wrażliwy, inteligentny człowiek, wzorowy mąż oraz ojciec 11-letniego Jakuba i sześciolatki Karoliny. Na pewno jest mu smutno i jeszcze długo ta porażka będzie w nim siedziała. W mediach społecznościowych próbuje się pocieszać w ten sposób: "No i tak, że tak dla mnie IO się skończyły zanim się zaczęły. Ale bywa i tak, a sezon się nie skończył. Tak, że pozdrowienia z CiangaPonga" I kibicujemy naszym" - napisał, a post opatrzył hasztagami: #kocur #dawid #stefan #kamil #łogień�������� #pieter #wolne Gloria victis, chwała zwyciężonym Piotrze Żyło! Z Pjongczangu Michał Białoński