Sylwia Jaśkowiec to nie tylko utalentowana biegaczka, ale człowiek o niespotykanym harcie ducha. W 2010 r., podczas letniego treningu na nartorolkach miała kolizję z autobusem i betonowym słupem, przez którą omal nie zginęła. Każda normalna zawodniczka dałaby sobie spokój ze sportem. Sylwia jednak wróciła i teraz jest numerem "dwa" polskich biegów narciarskich. Nie poddała się też po dwóch latach walki z kontuzjami, gdy w październiku 2015 roku doznała urazu ścięgna mięśnia strzałkowego, po którym wróciła do biegania dopiero w ubiegłym roku. Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Gratulujemy, zajęłaś drugie miejsce wśród Polek, po ładnym finiszu. Sylwia Jaśkowiec: Och! Naprawdę, bardzo się dzisiaj cieszę! Rozpoczęliśmy igrzyska olimpijskie, byłyśmy pierwszą grupą "Biało-Czerwonych", która rozpoczęła rywalizację. Uważam, że wyniki osiągnęłyśmy bardzo dobre. Muszę pochwalić chłopaków serwismenów, ponieważ świetnie nasmarowali narty "klasyki". To pozwoliło na równą rywalizację w biegu łyżwowym. Oceniam, że cała grupa pobiegła bardzo dobrze jako zespół. Te wyniki są krzepiące przed kolejnymi dystansami. Teraz będziemy kibicować tym, którzy pobiegną w porach wieczornych. Czyli w "klasyku" na podbiegu narta Ci nie uciekała i nie musiałaś przechodzić do biegnięcia "jodełką"? - Trzeba podkreślić, że warunki są bardzo ciężkie. Na takich trasach, przy takich warunkach śniegowych nie da się mieć pewnego odbicia, trzeba nad nim popracować i biegać bardzo miękko, a takie bieganie kosztuje dużo energii. Dlatego na pierwsza część była bardzo ważna, by wypracować sobie pozycję, ze świadomością, że to ta druga część zdecyduje o miejscach końcowych. Jeszcze latem nie wierzyłaś pewnie w wyjazd na IO? - Ale dzięki determinacji, woli walki, wsparciu kibiców, rodziny udało się. To jest niesamowite. Myślę, że te igrzyska są wymodlone, ponieważ dostaję tyle fajnych informacji zwrotnych, że ludzie się modlą, integrują i wspierają mnie duchowo. Myślę, że jest to taka praca zbiorowa. Dzięki Wam wszystkim, że wierzyliście do końca z igrzysk i dzisiaj możemy się cieszyć. Z 30. miejsca. To dobry prognostyk przed sztafetą?- Do niej mamy jeszcze sporo biegów. Jeszcze jest bieg na 10 km stylem dowolnym, jeszcze jest sprint indywidualny, więc spokojnie, realizujmy plan, założenia startowe, a im dużej do sprintu drużynowego, będziemy się bardziej rozwodzić nad tym tematem. Masz nadzieję na rosnącą formę ze startu na start, czy już jesteś w optymalnej dyspozycji? - Tego tak naprawdę nikt nie powie. Nie umiem określić tego do końca, trener nie wypowie się kategorycznie. Dzisiaj był ciężki bieg. To 15 km stylem łączonym więc mamy pewną informację o mej dyspozycji na tych IO, mam nadzieję, że kolejne biegi stworzą mi możliwość rozwoju i walki o poprawienie miejsca z dzisiaj. Rozmawiał i notował w Pjongczangu Michał Białoński