Jaśkowiec to podwójna młodzieżowa mistrzyni świata z 2009 roku. Rok później w olimpijskim debiucie w Vancouver jej najlepszym wynikiem było 24. miejsce w biegu na 30 km techniką klasyczną. Do triumfatorki - Justyny Kowalczyk - straciła ponad cztery minuty. Latem 2010 roku jej karierę przerwał bardzo poważny wypadek. Zjeżdżając z góry na nartorolkach uderzyła w prawidłowo poruszający się autobus. Doznała ciężkich obrażeń stawów łokciowego i barkowego. Skutki wypadku odczuwa do dziś, a na pełnych obrotach mogła się przygotowywać dopiero do sezonu 2013/2014. W igrzyskach w Soczi w parze z Kowalczyk zajęła piąte miejsce w sprincie drużynowym techniką klasyczną. Jaśkowiec dołączyła do utytułowanej koleżanki i do mistrzostw świata w Falun (2015) również przygotowywała się pod wodzą trenera Aleksandra Wierietielnego. Efekt? Polki ze Szwecji wróciły z brązowym medalem w sprincie drużynowym techniką dowolną. - Przez te dwa lata miałam poczucie dobrze wykonywanej, niezwykle ciężkiej pracy. Liczbie przepracowanych wówczas godzin i jakości treningów nie można było niczego zarzucić. Po Falun miałam wrażenie, że przede mną otwiera się wreszcie droga do systematycznych, dobrych wyników. Życie ma jednak to do siebie, że z tego co nam się wydaje nic sobie nie robi - stwierdziła. Do kolejnego sezonu Jaśkowiec przygotowywała się już bez Kowalczyk, ale nadal pracowała bardzo ciężko, zbyt ciężko. Przetrenowanie było przyczyną naderwania ścięgna mięśnia strzałkowego i w październiku musiała się poddać operacji. W Pucharze Świata 2015/2016 na trasie się nie pojawiła. Pech nie przestawał jej prześladować. Latem 2016 roku podczas gry w piłkę zerwała w kolanie więzadło krzyżowe przednie. Uszkodzeniu uległa również łękotka, która kilka miesięcy później wymagała kolejnego zabiegu. Teraz blisko 32-letnia zawodniczka jest zdrowa. - Dopiero od grudnia w pełni realizuję plan treningowo-startowy. Cieszę się, że wreszcie mogę ćwiczyć na 100 procent, bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Igrzyska w Pjongczangu są dla mnie podsumowaniem ciężkiej drogi, ciągłego podnoszenia się po upadkach. Taką ilustracją kontynuowania realizacji marzeń i planów, mimo pojawiających się kłopotów. To igrzyska hartu ducha, determinacji i woli walki, tego że warto walczyć i nie można się poddawać - podkreśliła. - Jestem świadoma swoich słabości i braków, tego, że potrzeba dużo czasu bym w pełni odbudowała formę, przede wszystkim sprinterską. W sztafecie na pewno jednak dam z siebie wszystko i wierzę, że nie wypadniemy gorzej niż na ostatnich wielkich imprezach - dodała. W Soczi, kobieca sztafeta zajęła siódme miejsce, a w ubiegłorocznych MŚ w Lahti sklasyfikowano ją na ósmej pozycji. W Korei panie staną na starcie 17 lutego. Z Pjongczangu Wojciech Kruk-Pielesiak