Srebrny medal wywalczył Norweg Johann Andre Forfang, a trzeci był jego rodak Robert Johansson, który przed serią finałową był 10. Wellinger i Johansson w finale wyrównali rekord skoczni, skokami na 113,5 m. Konkurs rozgrywany był w katastrofalnych warunkach. Szokujący był już sam fakt, że wyznaczono go na godzinę 21.35 miejscowego czasu. Silny wiatr (a do tego duży mróz) spowodował wielokrotne przerywanie zawodów, które zakończyły się już po północy czasu koreańskiego, a więc w niedzielę. Organizatorzy robili wszystko, by rozegrać zawody, ale była to koszmarna walka, na której ucierpieli przemarznięci na kość i zdenerwowani sportowcy. Stoch bronił tytułu wywalczonego cztery lata temu w Soczi. Lider naszej ekipy miał szansę jako pierwszy skoczek w historii obronić złoto na skoczni normalnej. Po pierwszej serii, która trwała blisko półtorej godziny, był drugi, ex aequo z Norwegiem Forfangiem. W finale spadł z podium. Bohaterem całej Polski długo był Hula. Zawodnik ze Szczyrku popisał się rewelacyjnym skokiem na 111 m i prowadził w konkursie. W serii finałowej i on nie dał rady obronić pozycji i spadł na piątą lokatę. Obaj Polacy skoczyli w drugiej serii po 105,5 m. 19. miejsce zajął Maciej Kot. Koszmar już w pierwszej serii przeżył Dawid Kubacki. Nasz skoczek nie poradził sobie w trudnych warunkach i odpadł z rywalizacji. Skok na 88 m dał mu 35. miejsce. Wyniki konkursu: Pierwsza seria Z numerem pierwszym na belce usiadł Koreańczyk Seou Choi i od razu zaczęły się problemy. Reprezentant gospodarzy nie doczekał się na zielone światło z powodu silnego wiatru. Musiał zejść. Dopiero po kilku minutach ruszył i skoczył 93,5 m. Włoch Federico Cecon wylądował na 85,5 m, a Czech Viktor Polaszek - na 92 m. Prowadzącego Choia wyprzedził Aleksiej Romaszow. Rosjanin pod flagą olimpijską skoczył 94 m. Ale po chwili jego miejsce zajął, lądujący o pół metra dalej, rodak Michaił Nazarow. Skok na 98,5 m dał prowadzenie Amerykaninowi Michaelowi Glasderowi. Nieźle spisał się podopieczny Łukasza Kruczka, Włoch Davide Bresadola, który skoczył 95 m. Młody Francuz Jonathan Learoyd wylądował w tym samym miejscu co Glasder i zdetronizował Amerykanina. Po 14 skokach nastąpiła kilkuminutowa przerwa spowodowana zbyt silnymi podmuchami wiatru. Bułgar Vladimir Zografski musiał długo czekać na swój skok. Dopiero gdy trzeci raz usiadł na belce, otrzymał pozwolenie na skok. I nie zawiódł, lądując na 101,5 m, co dało mu prowadzenie. Ładnym skokiem na 103 m popisał się Daiki Ito. Doświadczony Japończyk został liderem o 3,5 pkt przed Zografskim. Ale niedługo cieszył się liderowaniem, bo Kanadyjczyk Mackenzie Boyd-Clowes skoczył o pół metra dalej i jako pierwszy zapewnił sobie awans do serii finałowej. Niesamowicie wiatr pod narty wykorzystał Kevin Bickner. Amerykanin pofrunął aż na 109 m i przy niezłych notach sędziowskich został zdecydowanym liderem. Rosjanin Denis Korniłow też wykorzystał warunki i skoczył 107,5 m. Po 26 zawodnikach konkurs znów został przerwany na kilka minut przez wiatr. Potem skok na 99,5 m oddał Szwajcar Gregor Deschwanden i rywalizację ponownie wstrzymano. Na szczęście wiatr lekko się uspokoił i znów zaczęło się skakanie. Japończyk Ryoyu Kobayashi został liderem po skoku na 108 m. Startujący w ósmych igrzyskach Noriaki Kasai pofrunął na 104,5. 45-letni Japończyk nie wyprzedził rodaka ani Amerykanina Bicknera. Po 30 skokach belkę startową obniżono z 14. na 13. Austriak Michael Hayboeck skoczył 99,5 m i nie zbliżył się do najlepszych. Za to Słoweniec Tilen Bartol pokazał klasę. Wykorzystał warunki i doleciał do 106 m i przegrał tylko z Kobayashim. Oglądaj igrzyska na żywo! Pierwszy z Polaków Maciej Kot nie doleciał do setnego metra, ale wiatr pod narty nie był tak silny jak u niektórych rywali. Polak wylądował na 99 m i po skoku był ósmy. Zaraz potem skakał dwukrotny mistrz olimpijski ze skoczni normalnej Simonn Ammann. Szwajcar zaimponował lotem na 105 m i wskoczył między Kobayashiego a Bartola. Potem znów wiatr nie pozwolił na rywalizację. Czekający na skok Peter Prevc otrzymał koc do przykrycia. Silny wiatr, mróz i późna godzina robiły swoje. W końcu pozwolono skoczyć zmarzniętemu Słoweńcowi, ale doleciał tylko do 98,5 m. Fantastyczny skok na 111 m oddał Stefan Hula. Miał szczęście, bo nie musiał długo czekać na zielone światło. Polak kapitalnie wykorzystał warunki. Otrzymał świetne noty od sędziów (trzy razy 19) i został wyraźnym liderem! Po skoku Polaka belkę obniżono do 12. Nie miał szczęścia Dawid Kubacki. Przestało wiać pod narty. Nie trafił z warunkami i skoczył tylko 88 m. Po skoku był dopiero 27., ale już chwilę później wiedział, że to dla niego koniec konkursu. Skok na 103,5 m dał drugie miejsce za Hulą Austriakowi Stefanowi Kraftowi. Norweg Robert Johansson skoczył 100,5 m i nie mógł zagrozić czołówce. Za to jego rodak Johann Andre Forfang wylądował na 106 m i wyprzedził Krafta, ale do Huli się nie zbliżył. Daniel Andre Tande wylądował na 103,5 m. Jeden z faworytów, Niemiec Andreas Wellinger, doskoczył do 104,5 m i zajął trzecie miejsce za Hulą i Forfangiem. Richard Freitag pofrunął na 106 m i też nie pokonał prowadzącej dwójki, wskakując przed Wellingera. Kamil Stoch nie zawiódł. Ostatni skoczek pierwszej serii skoczył w ładnym stylu 106,5 m i zajął drugie miejsce za Hulą, ex aequo z Forfangiem, ze stratą 5,9 pkt. Czołówka po pierwszej serii: Seria finałowa Druga seria rozpoczęła się od skoku Rosjanina Jewgienija Klimowa na 81,5 m. 105,5 m skoczył Austriak Manuel Fettner i na dłużej zajął fotel lidera. Wściekły po pierwszej serii Peter Prevc odpalił prawdziwą petardę. Wykorzystał wiatr i poszybował na 113 m, a więc jeszcze dalej niż Hula w pierwszej serii. Popisał się też Bułgar Zografski, lądując na 108,5 m i wskakując za Prevca. Austriak Hayboeck wylądował na 103 m. Maciej Kot długo czekał na swój skok. Musiał nawet na chwilę okryć się kocem. Ponownie usiadł na belce, ale znów nie otrzymał pozwolenia na oddanie próby. Udało się dopiero za trzecim razem, a Polak wylądował na 102 m. 102 m skoczył też Japończyk Ito. Mnożyły się kolejne przerwy w konkursie, spowodowane wiatrem. Po kolejnej z nich 96,5 m skoczył Rosjanin Denis Korniłow. Legendarny Japończyk Kasai doleciał do 99 m, a na prowadzeniu wciąż był Prevc. Słoweńca zdetronizował dopiero Tande. Norweg też chwilę wyczekał się na swój skok, ale poszybował w dobrym stylu aż na 111,5 m. Słoweniec Bartol trzy razy siadał na belce, w końcu skoczył 102 m. Przed północą lokalnego czasu konkurs został na dłużej przerwany. A na górze czekał zziębnięty i zły Simon Ammann. Szwajcar wreszcie się doczekał i skoczył w dobrym stylu 104,5 m, ale Tandego nie wyprzedził. Z 10. miejsca zaatakował Norweg Johansson. Skokiem na 113,5 m wyrównał rekord skoczni i zmienił na prowadzeniu rodaka. Ryoyu Kobayashi skoczył 108 m i przegrał z dwoma Norwegami. Niemiec Markus Eisenbichler doleciał do 106,5 m, ale nie załapał się na podium. Komputer wskazywał, że Austriak Kraft musiałby skoczyć 112 m, by objąć prowadzenie. Skoczył 103 m i marzenia o medalu prysły. Za to Niemiec Wellinger pokazał, że wciąż interesuje go złoto. Również on wyrównał rekord skoczni (113,5 m) i został liderem, blisko 10 punktów przed Johanssonem. Freitag miał kłopoty w locie i z trudem wylądował na 102,5 m, oddalając się od medalu. Norweg Forfang skoczył 109,5 m i przegrał z Wellingerem, który już mógł cieszyć się z medalu. Na górze zostali tylko Polacy. Stoch skoczył 105,5 m i spadł na czwarte miejsce zaraz po skoku. Hula wylądował dokładnie na tej samej odległości co Stoch i przegrał nawet z liderem naszej kadry, zajmując piąte miejsce. Dramat Polaków! Wellinger mistrzem, za nim Forfang i Johansson. WS