W ostatnich dniach życie polskich skoczków toczy się bardzo szybko. Jeszcze w niedzielę rywalizowali w niemieckim Willingen, w poniedziałek wpadli na krótko do Warszawy, a już mają za sobą pierwsze treningi w odległym Pjongczangu. Ich ofiarą został Żyła. To właśnie na podstawie trzech serii treningowych na skoczni normalnej trener Stefan Horngacher podjął bolesną decyzję, że to właśnie ten z piątki naszych skoczków nie dostanie szansy w czwartkowych kwalifikacjach, a co za tym idzie w sobotnim konkursie olimpijskim. Miejsca są tylko cztery. Dlaczego Żyła? - Skakał dziś najkrócej z naszych reprezentantów i stąd taka decyzja - jasno i prosto wyjaśnił o świcie polskiego czasu decyzję Horngachera Adam Małysz. Ostatnie tygodnie w wykonaniu Żyły to prawdziwa sinusoida. Półtora tygodnia temu kiepsko skakał na treningu i w kwalifikacjach w Zakopanem. Wypadł z drużynówki, a dzień później bez rewelacji wystąpił w konkursie indywidualnym. Tydzień później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Żyła wskoczył na podium ostatniej przedolimpijskiej próby w Willingen. Do Korei mógł lecieć z wielkimi nadziejami. Póki co, musi je odłożyć na przyszły tydzień. Wtedy rozpocznie się walka o występ w konkursach na skoczni dużej. Podobny zawód nasz skoczek przeżył cztery lata temu, gdy nie załapał się do występu na skoczni normalnej. Na skoczni dużej indywidualnie był 34., a z drużyną zajął czwarte miejsce. Przed igrzyskami w Pjongczangu świetnie skaczący Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Stefan Hula wydawali się nie do ruszenia. Walka o czwarte miejsce w poszczególnych konkursach miała się odbywać pomiędzy Żyłą, którego forma faluje, a Maciejem Kotem, który powoli dochodzi do wyższej dyspozycji. Pierwszy odcinek rywalizacji między wielkimi przyjaciółmi wygrał Kot. Tytułu na skoczni normalnej, podobnie zresztą jak na dużej, broni Stoch. Ale do walki o medal może się włączyć każdy z podopiecznych Horngachera. Już w czwartek pierwszy poważny sprawdzian. WS