Zeszły sezon pokazał, że ten kto wygrywa Turniej Czterech Skoczni, nie musi wcale dominować w drugiej części sezonu. Kamil Stoch nie zdobył np. indywidualnego medalu mistrzostw świata. Czy w tym roku scenariusz może się powtórzyć i Polak nie stanie na podium igrzysk w Pjongczangu? Martin Schmitt: Z jednej strony można powiedzieć, że te dwie rzeczy w ogóle nie są ze sobą powiązane. Kamil może podejść do całości sezonu spokojnie, zdobył już wiele, nikt nie będzie mieć do niego pretensji. Trzeba pamiętać, że bardzo trudno jest w ciągu kilku miesięcy wygrać wszystko, a w skokach narciarskich niestety nie można zaplanować szczytu formy. On po prostu przychodzi. Oczywiście jak wygrywa się Turniej Czterech Skoczni, nikt nie zagwarantuje też zwycięstwa w igrzyskach. Ale to też nie znaczy, że nie ma na to szans. Wydaje mi się, że Kamil jest akurat w bardzo dobrym położeniu. On po prostu musi zadbać o czas dla siebie, na regenerację, znalezienie spokoju. Czyli należy być spokojnym o formę Stocha? - Myślę, że tak, choć nie zawsze się udaje to, co człowiek sobie zaplanował. Czasami jest tak, że dochodzi nagle i niespodziewanie do załamania formy. Nikt nie wie dlaczego i trudno to przewidzieć. Trzeba jednak powiedzieć, że tacy skoczkowie jak Kamil Stoch czy Richard Freitag są na tyle doświadczeni, że znają doskonale swój organizm i potrafią ocenić, co jest dla nich dobre i ich forma raczej nagle w Pjongczangu nie zniknie. Czyli to oni będą walczyć o olimpijskie złoto? Pierwszy konkurs indywidualny już w sobotę... - Tego nie powiedziałem. Na zdobycie złota olimpijskiego musi się złożyć bardzo wiele czynników. Nie wystarczy być w dobrej formie. To pojedynczy konkurs i trzeba mieć wiele szczęścia - odpowiedni wiatr, nastrój, adrenalinę, ale i spokój. A w drużynie? - Niemcy, Polska i Norwegia - to moi kandydaci do podium. Austriacy? Wydaje mi się, że nie zdołają nawiązać walki, przynajmniej tak to teraz wygląda. Na pewno potencjał mają duży, ale nie są stabilni. Czyli trzy państwa, trzy medale. Mamy już podium? - Nie, chyba tak bym nie powiedział. Zawsze w konkursach drużynowych zdarzają się jakieś niespodzianki lub wpadki. Miejmy tylko nadzieję, że walka będzie bardzo zacięta i nie będzie sytuacji, że jedna reprezentacja znacznie odskoczy. Polacy mają bardzo wyrównany zespół, a ja znam też bardzo dobrze trenera Stefana Horngachera i wiem, że stawia na najważniejsze imprezy. Nie martwcie się - Polacy będą w optymalnej dyspozycji. On potrafi odpowiednio dobrać trening i wiem, że ułoży tak drużynę, by walczyła o złoto. Skoczkowie narciarscy nie będą mieli zbyt wiele czasu, żeby zapoznać się ze skocznią w Pjongczangu. W weekend startowali jeszcze w Willingen, teraz już są w Korei, a na tym obiekcie startowali tylko raz - przed rokiem w próbie przedolimpijskiej. Ma to znaczenie? - Tak zdarza się bardzo często przed igrzyskami. W Pjongczangu dużą rolę będzie pewnie odgrywać wiatr. Poza tym czasami właśnie taka sytuacja, kiedy nie zna się skoczni, jest lepsza. Nie ma żadnych wspomnień - ani dobrych, ani złych. Na igrzyska wszyscy przygotowują nowe kombinezony. Dużo się przy nich kombinuje czy stawia się na sprawdzone sposoby? - Różnie bywa, dużo zależy od tego, jak układał się dotychczas sezon. To, że wszyscy będą mieli nowe kombinezony to pewne, bo tego wymagają przepisy olimpijskie. Nie wolno umieszczać na nich nazw żadnych prywatnych sponsorów, więc zawodnicy są zmuszeni do szycia nowych. Oczywiście dobry strój to bardzo ważny element, ale nie redukujmy formy zawodników do ich sprzętu. Na ile starcza jeden kombinezon? - One bardzo szybko tracą na jakości. Można oddać 10, maksymalnie 15 skoków. Dlatego w trakcie np. Turnieju Czterech Skoczni często na treningach i kwalifikacjach używa się innych kombinezonów niż w trakcie konkursów. Na duże imprezy zawsze przygotowuje się nowe komplety.