Przy okazji dużej imprezy, gdy wszyscy polscy narciarze, a nie tylko Justyna Kowalczyk, przyciągają uwagę, często ktoś nie wytrzymuje i skarży się na działanie PZN. - Potrzeba więcej profesjonalizmu - ocenił rywalizujący w igrzyskach w Pjongczangu Maciej Staręga. W piątkowym biegu na 15 km techniką dowolną zajął 82. miejsce. Do strefy mieszanej dotarł wyraźnie przygnębiony i w żadnym wypadku nie uchylał się od odpowiedzialności za ten rezultat. Do sezonu w dużej mierze przygotowywał się w Norwegii, gdzie miał nadzieję przede wszystkim podszkolić technikę. Choć w igrzyskach pozytywnego efektu nie było, to decyzji nie żałuje. - To było nowe doświadczenie, bardzo duże wyzwanie. Kto się jednak nie podejmuje nowych rozwiązań, ten nie wyciąga wniosków. Poza tym nie sądzę, że gdybym tam nie pojechał, to efekt byłby wyraźnie inny. Nie czułem, żebyśmy mieli przygotowania czteroletnie. Dwa razy zmieniono nam trenera. W zasadzie żyliśmy z sezonu na sezon, nie było żadnej wizji - przyznał. W tym miejscu warto się cofnąć do 2015 roku i mistrzostw świata w Falun. W Szwecji, po starcie w tej samej konkurencji, nerwy puściły Sebastianowi Gazurkowi. - Trzeba spiąć d... i dużo zmienić. Liczę na to, bo ja nie wierzę, że jesteśmy aż tak słabi. Parę lat temu z niektórymi z tych zawodników biegaliśmy jak równy z równym. Nie ma z kim analizować przyczyn takich wyników. Nie widzę szans na rozwój, jeśli tak to będzie wyglądać. Do ostatniej chwili nie wiedziałem, że tutaj przyjadę. Niby było jakieś bezpośrednie przygotowanie w Jakuszycach, ale trwało sześć czy siedem dni i nawet nie wiem, czy można ten obóz tak nazwać - mówił wówczas rozczarowany 61. miejscem Gazurek. - Trzeba wspólnie usiąść i coś stworzyć. Jeżeli dalej będziemy pracować bez określonych celów, nie wiadomo nad czym, będzie to trochę bez sensu - wtórował mu Staręga. Wydawało się, że apel zawodników przyniósł efekt. W maju 2015 roku zatrudniono bowiem Miroslava Petraska. Przez wcześniejsze 15 lat czeski szkoleniowiec pracował we własnym kraju. W tym czasie Czesi wywalczyli trzy medale olimpijskie i pięć mistrzostw świata. Choć umowę podpisano do końca sezonu 2017/18, to na stanowisku wytrwał niespełna rok i do pracy z kadrą wrócił Janusz Krężelok. - Petrasek to trener z najwyższej półki i jego wynagrodzenie było odpowiednio wysokie, a my tak naprawdę mamy obecnie jednego mocno wyróżniającego się zawodnika - Maćka Staręgę - powiedział w kwietniu 2016 roku o przyczynach zwolnienia Czecha prezes PZN Apoloniusz Tajner. - Wszyscy byliśmy zadowoleni ze współpracy z Petraskiem, a wykonana z nim ciężka praca zaprocentowała w kolejnym sezonie, który był super - ocenił w piątek Staręga, ósmy zawodnik sprintu podczas MŚ 2017 w Lahti. - Miałbym życzenie, żeby to wszystko wyglądało bardziej profesjonalnie. Żeby niektórzy ludzie wkładali w przygotowania tyle pracy, ile ja serca w trening. Zaprezentowałem się dziś tragicznie, ale ja naprawdę nie leżałem cały rok na kanapie. Poświęcam temu całe swoje życie i dlatego mnie to boli - wyrzucił z siebie. Dopytywany o to, czego dokładnie mu brakuje, odpowiedział bez wahania. - Dążenia do wyników. Nie ma tego. To jest takie wożenie nas z zawodów na zawody. Nie ma kogoś, kto by przejął stery i miał w tym wszystkim "jaja". W PZN chyba nie ma osoby, która chciałaby się tego podjąć, przepychać projekty w ministerstwie, co oczywiście nie jest łatwe. Brakuje nam też kontaktów ze światem. Trenerów, którzy chcieliby się rozwijać - podkreślił. Justyna Kowalczyk od lat powtarza, jak zła jest w Polsce infrastruktura do uprawiania biegów narciarskich, co oczywiście nie obciąża jedynie PZN. - Nie ma gdzie trenować, to jest powtarzane w każdym wywiadzie. Przyjechałem z pucharowych zawodów i przed samymi igrzyskami trenowałem na rolkach, bo nie było gdzie iść na narty. Jakie jest podejście do wyczynowego biegania w Zakopanem było widać przy okazji Pucharu Świata w skokach. Trasa została zasypana szutrem, żeby zrobić parking - powiedział Staręga. Kowalczyk zwykła mawiać, że PZN powinien zmienić nazwę na Polski Związek Skoków Narciarskich. Słuchając w Korei Południowej przedstawicieli również innych podlegających Tajnerowi dyscyplin - snowboardu i narciarstwa alpejskiego - można odnieść wrażenie, że myślą podobnie. - W Polskim Związku Narciarskim jesteśmy na końcu. Do Czechów nawet nie mamy się co porównywać - oceniła w piątek 20. w snowcrossie Zuzanna Smykała. Tymczasem przykład dwuboistów potwierdził już to, co się wydarzyło w biegach za Petraska, czyli efekt zagranicznej myśli szkoleniowej. Od maja prowadzi ich Niemiec Danny Winkelmann, a w środę najlepszy od 1994 roku wynik polskich kombinatorów w igrzyskach osiągnął Paweł Słowiok, zajmując 22. miejsce. Z Pjongczangu - Wojciech Kruk-Pielesiak