W pierwszej serii Kot był dziewiąty (127,5 m), a Żyła uzyskał 119 m i zajął 32. pozycję. W drugiej Kot był dwudziesty (122,5 m), a Żyła skoczył 124,5 m, lecz był o dwie pozycje niżej, a w ostatniej próbie Kot osiągnął dwunasty wynik (131,5 m), a Żyła zajął 36. miejsce po skoku na 117 m. Wygląda więc na to, że trener Stefan Horngacher i tym razem postawi na Kota, a "Wiewiórowi" pozostanie jedynie rola kibica. Wciąż ma jednak szansę powalczenia o miejsce w kwalifikacjach, bo na czwartek zaplanowano kolejne treningi. - Nie powiem, żebym czuł się bliższy miejsca w składzie na kwalifikacje, bo jeszcze jest czwartek. Przede wszystkim mam nadzieję, że warunki pozwolą przeprowadzić trening i pokazać swoje możliwości. Koncentruję się na swoich skokach, na realizowaniu swoich zadań i tym, żeby za każdym razem skakać lepiej. Mam swój plan, Piotrek ma swój plan, a Stefan wybierze tego czwartego zawodnika. Ja mogę tylko dawać z siebie sto procent na treningach - skomentował Maciej Kot. Wszyscy nasi reprezentanci byli zadowoleni z tego, że tym razem aura nie pokrzyżowała im planów. - Myślę, że nikt nie narzekałby na taką aurę w sobotę. Chociaż w wiosce olimpijskiej wiało bardzo mocno i nawet na górze skoczni wieje naprawdę mocno, jeszcze mocniej niż podczas konkursu. Na dole jednak jest wyjątkowy spokój. Być może to siatki zatrzymują wiatr - relacjonował Maciej Kot. - Pierwsze wrażenia z dużej skoczni są pozytywne. Większość moich celów na trening zrealizowałem. Miałem delikatne problemy ze znalezieniem odpowiedniej pozycji dojazdowej, gdyż jest minimalnie inny rozbieg i inaczej też ruszało się z belki, ale już po pierwszym skoku udało się wszystko poustawiać. Skakało mi się nieźle, ale wiadomo, że nie są to jeszcze takie skoki, jakich bym oczekiwał - powiedział nasz reprezentant. Michał Białoński, korespondencja z Pjongczangu Oglądaj igrzyska na żywo!