16 lutego ubiegłego roku skoczek z Limanowej w pokonanym polu zostawił Austriaka Stefana Krafta i Niemca Andreasa Wellingera. Szósty był wówczas Kamil Stoch, a ósmy Dawid Kubacki. "Dobre wspomnienia z ubiegłego roku pomogły mi dziś od pierwszej serii mieć odpowiednie czucie skoczni, tego jak powinno się skakać. Dla nas niezwykle ważne jest przechowywać w pamięci dobrze oddane próby, bo łatwiej wtedy o powtarzalność" - podkreślił Kot. W trzech seriach treningowych zajmował kolejno ósme, siódme i jedenaste miejsce. Jego zdaniem warunki panujące tego dnia na skoczni w Pjongczangu były loteryjne. "Było trudno, szczególnie tuż za progiem, gdzie wiatr często zmieniał kierunek. Punkty wskazywały, że większość miała korzystne podmuchy pod narty, ale to jest zgubne. Taki wiatr pojawiał się na dole, a to co działo się na buli było zmienne. Skoki nie były łatwe i teraz będziemy je analizowali pod względem technicznym" - dodał. Na skoczniach, które punkt konstrukcyjny mają usytuowany przed 100. metrem, czołowi zawodnicy rywalizują coraz rzadziej. Z Pucharu Świata praktycznie zostały wyparte. Sobotni konkurs o medale południowokoreańskich igrzysk będzie pierwszym od wspomnianej ubiegłorocznej próby przedolimpijskiej. Nie jest to jednak duża przeszkoda. "Rzeczywiście mało skaczemy na takich obiektach, ale zasada pozostaje taka sama. Trzeba zrobić to samo co na dużej. Ta skocznia jest naprawdę przyjemna" - powiedział Stefan Hula, który na treningach był 13., dziewiąty i drugi. Kwalifikacje zaplanowano na czwartek. Wezmą w nich udział Stoch, Kot, Hula i Kubacki. Trener Stefan Horngacher zrezygnował z Piotra Żyły, który w środę z "Biało-Czerwonych" prezentował się najsłabiej. Początek walki o przepustkę do olimpijskiego konkursu o godzinie 13.30 czasu warszawskiego. Cztery lata temu w Soczi w indywidualnych zmaganiach po dwa złote medale sięgnął Stoch.