Zakopiańczyk uznał za słuszną decyzję o przeniesieniu zawodów zjazdu. - W niedzielę wiało okropnie, od doliny, z dołu, można powiedzieć, że pod narty. I to jest niebezpieczne, bo jedziemy na skoki ponad 100 km/h - uzasadnił Kłusak. - Z jednej strony się cieszę, że zawody przeniesiono na czwartek, bo to nie był mój tydzień, treningi nie poszły za dobrze. Na niedzielę też nie przygotowałem nart tak jak wskazywały warunki, bo wbrew zapowiedziom strasznie się oziębiło. Miało być minus 10-12, a temperatura śniegu spadła do minus 18 stopni Celsjusza, więc pewnie musiałbym rano gonić na narciarnię i przesmarowywać narty - oznajmił. Czasy z treningów lokowały Polaka w okolicach 60. miejsca, na trzecim był 65. na 72 alpejczyków. - Nie zadowalają mnie te lokaty, ale jest spora rezerwa i w sprzęcie, i w mojej jeździe. Jak się wszystko zgra, to mogę wykonać niezły przejazd - obiecuje. Jak zakopiańczyk ocenia trasę? - Sporo mam problemów z tym śniegiem, jest strasznie "agresywny", teraz się jeszcze warunki pozmieniały: w sobotę było ocieplenie, w niedzielę oziębienie, stąd pojawił się lód na trasie. To zupełnie inny śnieg niż ten w Europie. Sprawia to trochę problemów, ale już się przyzwyczaiłem - zapewnia. - Sam profil trasy nie jest bardzo ciężki, ale cały czas coś się na niej dzieje, pojawiają się trawersy, kompresje, zeskoki. Nie jest zatem trasa ani najtrudniejsza, ani najłatwiejsza - kończy Michał Kłusak. Z Pjongczangu Michał Białoński Oglądaj igrzyska i poczuj te emocje gdziekolwiek jesteś! Sprawdź teraz