Cztery lata w sporcie to szmat czasu, zwłaszcza jak się jest w późniejszym okresie kariery. Zdobyć złoty medal na dwóch kolejnych igrzyskach jest niesamowicie ciężko, a Kamil jest najstarszym skoczkiem w historii, któremu się to udało. Tylko dwóch ludzi przed Polakiem potrafiło zdobywać złote medale w skokach na dwóch kolejnych igrzyskach. Byli to: - Norweg Birger Ruud (złote medale na IO 1932 i 1936 r.) - Fin Matti Nykaenen (1984, 1988 r.). - Ten sezon jest niesamowity, ale też nie wziął się z powietrza, tylko z bardzo ciężkiej pracy, jaką wykonaliśmy latem i przez cały rok. Oczywiście, wyniki, jakie dotychczas osiągnąłem sam, czy z drużyną na Turnieju Czterech Skoczni, mistrzostwach świata w lotach, czy w Pucharze Świata są wspaniałe, ale wierzę, że stać mnie i moich kolegów na jeszcze więcej - podkreśla zawodnik. Można zaryzykować stwierdzenie, że Stoch uratował polskiej ekipie te igrzyska. - Jeśli ktoś w naszym kraju nie mógł się doczekać na nasze medale w Pjongczangu, to proszę. Teraz go ma - uśmiechał się zawodnik z Zębu. Oglądaj igrzyska na żywo! Od pewnego czasu Kamil Stoch nie śledzi mediów, publikacji i komentarzy na temat swoich występów. Jeden z felietonistów lewicowej gazety, na krótko przed igrzyskami, nie oszczędził nawet naszych skoczków. Szczególnie Dawidowi Kubackiemu dostało się za to, że wykonuje znak krzyża na belce, tak jakby było coś wielce kontrowersyjnego, że mężczyzna, przed lotem w przepaść odwołuje się do swojej wiary. Dla uspokojenia, złapania dodatkowej koncentracji, dodania sobie odwagi. Nie wiadomo, czy Stoch miał na myśli akurat ten atak na Kubackiego i innych skoczków z naszej reprezentacji, wypowiedział jednak takie słowa: - Wystarczy jakiś artykuł, jedno zdanie, w którym coś może zaburzyć nasz spokój, pewność siebie. Ale po co się niepotrzebnie nakręcać? Już i tak wystarczająco mamy emocji - uznał mistrz olimpijski. Amerykańskiego dziennikarza fascynowała więź, jaka łączy Kamila Stocha z całym polskim społeczeństwem, z kibicami, którzy go kochają i podążają za nim po całym świecie. - Faktycznie, te relacje są niesamowite. Nie chciałbym kogoś wyróżnić, by inni nie poczuli się pominięci. Staram się ich rozumieć. Ja też jestem fanem futbolu i chciałbym spotkać moich idoli. Jestem bardzo usatysfakcjonowany z tego powodu, że mamy tak wspaniałych fanów z Polski, którzy podążają za nami po całym świecie. Każdemu z nich w podzięce chciałbym przekazać kawałek siebie, by poczuli, że im też zawdzięczam ten sukces - tłumaczył Kamil. Zagraniczni żurnaliści dociekali też, na ile ważną rolę w życiu naszego mistrza pełni jego żona - Ewa Bilan-Stoch. Kamil wyjaśnił, że Ewa jest menedżerem sportowym, prowadzi swą agencję, reprezentuje jego interesy, a do Pjongczangu przyjechała w roli reporterki Eurosportu, by realizować reportaże lifestylowe, o tym, co się dzieje wokół igrzysk. - Dochodzę do wniosku, że moja żona jest najlepszym prezentem, jaki dostałem w życiu. Nikt ani nic lepszego od niej nie mogło mnie spotkać. Ten złoty medal to również jej sukces. Jej obecność w Korei bardzo mi pomaga. Sama świadomość, że jest ona jest blisko, zawsze mi pomaga. Niezależnie od tego, co się stanie, Ewa będzie razem ze mną - opowiadał Kamil. Dzisiaj o godz. 11:25 polskiego czasu odbędzie się ceremonia wręczania medali. Usłyszymy też Mazurka Dąbrowskiego, którego w Pjongczangu na razie odgrywał na gitarze niezastąpiony Piotr Żyła. Pora na to bardziej profesjonalne wykonanie. Z Pjongczangu Michał Białoński