W niedzielne przedpołudnie udałem się do wioski olimpijskiej, by sprawdzić co się w niej dzieje kilka godzin po pasjonującym konkursie skoków na dużym obiekcie olimpijskim w Alpensia Ski Jumping Centre. Wioska olimpijska nazajutrz po sukcesie Ci, którzy nawet w Polsce naśmiewają się ze skoków narciarskich, deprecjonują je z uwagi choćby na to, że nie są dyscypliną globalną, zmieniliby zdanie, gdyby wybrali się z nami na ten spacer. Po przejściu bramek kontrolnych trafia się na olbrzymi plac, gdzie powiewają wszystkie flagi krajów uczestniczących w IO. Na nim jest gigantyczny telebim. Zgadnijcie, co na nim prezentowano? Kamila Stocha, jego skoki, z komentarzem o tym, jak potrafił przejść do historii i zdobyć złoty medal na drugiej olimpiadzie z rzędu! Jeśli to by nie przekonało wybrzydzających na skoczków, to po wejściu do biura prasowego, mieszczącego się w wiosce olimpijskiej, trafiliby na telewizor i prezentowany na nim kanał CNN. Najpopularniejsza amerykańska stacja informacyjna też poświęciła niemały materiał Kamilowi Stochowi. Co więcej, po wywalczeniu przez niego złota, zdążyła zrobić z nim wywiad na wyłączność. Ktoś zza Wielkiej Wody pofatygował się z operatorem, blondwłosą reporterką, zaaranżował studio, by porozmawiać z Polakiem? Fenomen skoczka z Zębu porusza nie tylko ludzi w naszym kraju, gdzie co najmniej od czterech lat panuje stochomania, ale też wzrusza i emocjonuje świat. Kamil Stoch łączy Polskę i jej sportowców w Pjongczangu. Większość naszych olimpijczyków, z innych dyscyplin niż skoki, pracuje jednak w o niebo gorszych warunkach niż ich koledzy z Niemiec czy Norwegii. Michał Kłusak sam sonie finansuje przygotowania, sam smaruje sobie narty. Saneczkarze nie mają płozów odpowiednich do jazdy w niskich temperaturach. Bobsleiści sami kupili sobie używany bobslej i choć klasą odbiega od tych niemieckich, cieszą się, że ten ich i tak nie jest najgorszy. Później wszyscy ci sportowcy zbierają po głowie za nieudane starty. Są jak zderzaki. Nikt nie patrzy na to, że oto połowa z nich wyjechała syrenką na tor Formuły 1, bo każdy domaga się medalu, skoro "wyjechaliście na IO za nasze pieniądze!". Jak na razie medal wywalczył tylko Kamil. Nie tylko dlatego, że jest wybitnym sportowcem, prawdziwym mistrzem w swoim fachu, ale też dzięki temu, że ma niesamowite wsparcie. Nie tylko w żonie Ewie, Opatrzności - jest głęboko wierzący i to mu pomaga, ale też w fachowym sztabie, nowoczesnym sprzęcie, nowinkach technicznych. Skoczkowie na tor F1, jakim są dla nich olimpijskie skocznie, wyjeżdżają najlepszymi bolidami, a nie syrenkami. Od Blecharza i Żołądzia po mistrza świata wśród krawców Tak jak kiedyś światowej klasy psycholog prof. Jan Blecharz i światowej renomy fizjolog prof. Jerzy Żołądź pomagali wspinać się na szczyt Adamowi Małyszowi, tak teraz trener Stefan Horngacher zaciągnął największych fachowców do współpracy z kadrą skoczków. Blecharz nauczył Adama koncentrowania się na najbliższym skoku ("Liczy się tylko najbliższy skok"), a Żołądź zrewolucjonizował naukę w rozwoju szybkich włókien mięśni, które przy wyjściu z progu zawodnika mają kluczowe znaczenie.- W wymyślaniu nowinek wspomagających skoczków wyścig trwa i my w nim nie odstajemy. Mamy choćby dwie nowoczesne maszyny do szycia kombinezonów, a Czech Michal Doleżal, którego mamy w sztabie jest według mnie najlepszym na świecie krawcem w świecie skoków - wylicza w rozmowie z Interią Apoloniusz Tajner, prezes PZN-u. Uszyte przez Doleżala kombinezony badane były w tunelu aerodynamicznym. Wypadły świetnie. Szefowi polskiego narciarstwa marzy się, że kiedyś Polska dorówna Niemcom. - Dzięki Horngacherowi, który pracował w ich sztabie i zna największe tajniki jeszcze nie ustępujemy Niemcom, liczymy się w wyścigu wsparcia technologicznego dla sportu. Niemcy jednak mają owo wsparcie najbardziej uporządkowanie. Niczym w filmach o Bondzie, stworzyli przy ministerstwie sportu komórkę naukowo-badawczą. Badają każdy szczegół: materiały, kąty nachylenia, wspomagają każdy rodzaj sportu. Bez takiego wsparcia techniki, wynalazków, nie ma dzisiaj w sporcie sukcesów - uważa prezes Tajner. Oglądaj igrzyska na żywo! Specjalista ze sztabu Schmitta przekabacony do naszej kadry Rok temu Horngacherowi udało się namówić do współpracy z naszą kadrą cenionego austriackiego fizjologa dra Haralda Pernitscha, który był współtwórcą sukcesów Martina Schmitta. Pernitsch zrewolucjonizował przygotowania fizyczne w świecie skoczków, opracował nowe oprogramowanie. Dzięki jego pracy zawodnik potrafi utrzymywać wysoką, równą formę przez cały sezon, co jest w sporcie niesamowicie trudne. To również dzięki pracy Pernitscha Stoch stawał na podium w listopadzie, podczas zawodów PŚ w Wiśle, bił konkurencję na głowę na przełomie roku, podczas Turnieju Czterech Skoczni, zdobywał w styczniu medal MŚ w lotach, a także teraz, w lutym zdobywa złoto na IO. Takiego wsparcia nauki i techniki, jakie mają skoczkowie, poza Justyną Kowalczyk może pozazdrościć każdy inny polski sportowiec. Nie znaczy to jednak, że ci inni nie walczą, nie dają z siebie wszystkiego i nie trzymają kciuków za skoczków! Biathlonistka Weronika Nowakowska zrobiła wszystko co mogła, by wystartować dobrze na igrzyskach, ale jak na razie jej się nie udało. Dostała po głowie od krytyków, sama odpowiedziała im w bardzo niefortunny sposób, do czego się teraz przyznaje i bije się w piersi. Chapeau bas dla Kamila od całej polskiej kadry - Bardzo się cieszę, że Kamil Stoch sprostał oczekiwaniom. Bolał mnie brzuch, gdy siedział po raz drugi na belce startowej. Pomyślałam sobie: "Co ten chłopak czuje?". Uniósł to! Jest wielkim mistrzem! Chapeau bas! Jest wielkim mistrzem! Cieszymy się z tego bardzo, że to pierwszy medal dla Kamila, to pierwszy medal dla Polski - podkreśla w rozmowie z nami Weronika. Teraz będziemy trzymać kciuki za skoczków w drużynie, biathlonistki w sztafecie i Justynę Kowalczyk, biegnącą z Sylwią Jaśkowiec w sprincie drużynowym. Z wioski olimpijskiej w Pjongczangu Michał Białoński