- Takie słowa Justyny wolałbym udowodnić wynikami - postawił sobie cel młody biegacz. Kamil Bury był szósty w drugim ćwierćfinale sprintu. Do zwycięzcy tego biegu Włocha Frederica Pellegrina stracił ponad 15 sekund. Czy przejście kwalifikacji zaspokoiło ambicje Kamila? - Jest uśmiech na twarzy, a czemu miałoby go nie być? Ten wynik przerósł moje oczekiwania, myślę, że niejeden się zaskoczył tym wynikiem. Wiele osób będzie szczęśliwych. Wiadomo, że jest niedosyt po ćwierćfinałach, w których zabrakło mi sił, ale ogólnie jest dobrze - skomentował K. Bury. Do samolotu z napisem "Pjongczang 2018" młody Polak wskoczył w ostatniej chwili. To było typowe "last calling". - Na początku miałem jechać, później pojawiały się wytyczne, które mnie nie puszczały na igrzyska. Następnie Maciek Staręga awansował do Top 300 i dzięki temu znalazło się jedno miejsce - opowiadał biegacz. - Te perypetie wywołały we mnie jeszcze większą wolę walki. Chciało się udowodnić, że nie przyjechałem tu nadaremnie! - dowodził. Kamil nie kryje, że styl klasyczny i to jeszcze sprint jest jego najmocniejszą stroną. Ma za sobą dwa debiuty w Pucharze Świata, z których nie jest zadowolony. - Mogły być lepsze, ale zabrakło obycia z taką rangą zawodów - uważa. Jak podobają mu się pierwsze w życiu igrzyska? - Jestem megaszczęśliwy! To niesamowite przeżycie. Dla każdego sportowca. Pewnie ktoś, kto jest czwarty raz, to na nim nie robi wielkiej różnicy, ale dla mnie to olbrzymie przeżycie - cmoka z zachwytu. Jego kolejne plany startowe to wyścig na 15 km stylem dowolnym, a występy w sprincie drużynowym nie jest pewien. - Na pewno pobiegnie Maciek Staręga, a kto jeszcze, to nie wiadomo. Brat Dominik jest lepszy "łyżwą", jest wytrzymałościowcem, więc zobaczymy - dodaje. Z Alpensia Ski Center Michał Białoński