Obiecuje nie odpuszczać i walczyć o awans do ćwierćfinału. W poniedziałek "Królowa Nart" przeprowadziła ponadgodzinny trening przy gigantycznych podmuchach wiatru i w temperaturze minus 10 stopni. Właśnie po zajęciach porozmawialiśmy z naszą zawodniczką. Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Jak sobie poradzicie z tak gigantycznymi podmuchami wiatru? Justyna Kowalczyk: W każdym biegu wiatr ma bardzo ważne znaczenie, bo on przeszkadza. Tak jak wam przeszkadza stać, tak nam biec, ale nie tylko mi, całej stawce szkodzi. Najważniejsze, że trasa nie jest bardzo zawiana. Zobaczymy jutro, co się na niej wydarzy. Odpowiada ci taki profil trasy? - Są bardzo dobre momenty na niej, są też takie, które bym z niej wyrzuciła, ale nie mogę (śmiech). Trasy sprintu, skrojone z dwóch podbiegów, zazwyczaj były dla mnie dobrymi. Zwłaszcza po tym drugim podbiegu jest coś, co nie jest dla mnie wymarzone (zjazd z ostrym zakrętem - przyp. red.). Każdy znajdzie tam coś dla siebie i coś przeciw sobie. Trzeba po prostu elementy, które się ma słabsze wykorzystać i zamienić je jutro w elementy mocne. Jak taki szybki bieg, jakim jest sprint pogodzić z "trzydziestką" w przygotowaniach? - Przez wiele lat udawało mi się to i innym dziewczynom również. To tylko z nazwy jest sprint. To jest wysiłek ponad trzyminutowy, czyli z fizjologicznym sprintem nie ma nic wspólnego. To jest praca pod wytrzymałość. Jeśli jest się w finale, to w ciągu dwóch godzin przebiega się ten odcinek cztery razy. Zatem to czysta wytrzymałość. Ten, kto jest dobry technicznie, ten najlepiej biega sprint, choć niektóre dziewczyny bardziej są predestynowane do długich, inne do sprintów. Ale w biegach narciarskich nie ma aż tak dużych podziałów, specjalizacji. Jaki masz plan na sprint? - Bardzo ważne będą kwalifikacje. Miesiąc temu, kiedy po raz ostatni biegłam sprint w Pucharze Świata, nie przebrnęłam ich. Po nich będzie można zacząć myśleć o dobrym wyniku. Przyzwyczaiłaś nas, że zawsze dajesz z siebie wszystko, ale czy masz jakiś plan minimum na sprint? - Nie ma celów minimum, ani maksimum. Muszę unikać błędów i biec to, na co jestem przygotowana, na co pracowaliśmy z trenerem od dawna. Lekkie opady śniegu zmieniły coś na trasie? - Nie. Mało tego śniegu spadło. Co prawda, jutro ma być jakieś ocieplenie. Temperatura podniesie się o kilka stopni (śmiech). To najwyżej inne smary zostaną użyte. Serwismeni mają ciężkie zadanie? - Między minus 12 a minus 16 stopni nie ma wielkiej różnicy, "chodzą" te same smary. Szczerze powiedziawszy nie tylko ja, ale wiele innych osób. Nauczeni poprzednim sezonem, myśleliśmy, że to pogoda będzie na plusie, igrzyska będą cieplutkie, ale nie są. Wszyscy, którzy tu byli rok temu, na próbie przedolimpijskiej, mieli takie przekonanie. Biegaliśmy na smarach przeznaczonych na wysokie temperatury. Rozmawiał i notował w Pjongczangu Michał Białoński