Michał Białoński, eurosport.interia.pl: - Gratulujemy siódmego, punktowanego miejsca. Justyna Kowalczyk: - Dziękujemy bardzo. Jesteśmy bardzo zadowolone. Miejsce w pierwszej ósemce igrzysk olimpijskich dla Polski w biegach narciarskich to - naszym skromnym zdaniem - bardzo duży sukces. Sylwia Jaśkowiec: - Mam nadzieję, że inni też się cieszą. Justyna Kowalczyk: - Wszystkim nie dogodzisz. Cieszymy się, że podjęłyśmy walkę z bardzo mocnymi zespołami. Fajnie, że udało się nam powalczyć. Nie lubisz biegać łyżwą ze względu na ból w piszczelach, a tymczasem w półfinale w drugim podejściu osiągnęłaś najlepszy czas zmiany. Justyna Kowalczyk: - W tym roku miałam więcej startów łyżwą niż przez ostatnie dwa poprzednie sezony, a to że nie było mnie w Pucharze Świata, wcale nie znaczy, że leżę do góry tyłkiem i nie trenuję. Trenowałam i startowałam w innych zawodach właśnie po to, żeby dzisiaj nie zawieść mojej koleżanki. Sylwia Jaśkowiec: - Dziękuję ci Justynko bardzo, naprawdę bardzo za duże poświęcenie. Bardzo się cieszę, że tak wypracowałaś dzisiaj łyżwę. Naprawdę byłam z ciebie bardzo dumna na podbiegach, bo trzeba powiedzieć, że walczyłyśmy jak równy z równym. Myślę, że siódme miejsce trochę nawet przeszło nasze oczekiwania, bo - analizując pozostałe drużyny - walczyłyśmy o ósemkę. Ósme miejsce było w granicach naszych możliwości, a udało się nieco więcej. Są więc powody do radości. Nazwałaś ten bieg "rzeźnią", ale trzeba powiedzieć, że zniosłyście go bardzo dobrze. Justyna Kowalczyk: - Wszystkim było ciężko. Sześć biegów w ciągu dwóch godzin, sześć biegów na sto procent od startu do mety to taki wysiłek, że boli. W eliminacjach była myśl, żeby zaoszczędzić siły? Justyna Kowalczyk: - Ja nie mam jak oszczędzać (śmiech). Jakbyśmy się oszczędzały, to nie byłoby nas w finale. Nerwowo było w półfinale, gdy doszło do kontaktu między tobą a Włoszką? Justyna Kowalczyk: - Nie, to są sprinty. Takie rzeczy niestety się zdarzają, zwłaszcza gdy w zakręt wchodzi cała grupa. Mamy narty, kije i to wszystko musi się gdzieś pomieścić, dlatego czasem niestety dochodzi do kontaktów. Sprint drużynowy to pasjonująca dyscyplina dla widzów, a czy dla was również niesie szczególne emocje? Sylwia Jaśkowiec: - Fajnie się ogląda z perspektywy widza, a gdy się biegnie, to na trasie rządzi adrenalina. Walczy się o każdą pozycję, a trzeba powiedzieć, że walka w sprintach jest emocjonująca, bo te emocje udzielają się wszystkim. Nie ukrywam, że to jedna z moich ulubionych konkurencji. Poza tym przyciąga mnóstwo kibiców, a bardzo nam ich potrzeba, żeby popularyzować nasz sport. Zwycięstwo Amerykanek jest niespodzianką? Justyna Kowalczyk: - Na pewno gdyby ktoś obstawiał, to postawiłby na walkę pomiędzy Szwedkami a Norweżkami. Ale jeśli ktoś zastanawiałby się, kto może ograć Skandynawki, to wszyscy powiedzieliby, że Kikkan i Jessie. Sylwia, powiedz jak jechały narty od Justyny? Sylwia Jaśkowiec: - Gdyby nie jechały, to nie byłoby ich tutaj. Bardzo ci Juice dziękuję, że zasilasz mój sprzęt. Dzięki niemu igrzyska są dla mnie bardzo udane jeśli chodzi o styl dowolny. To pokazuje, że bez dobrych nart nie można tutaj liczyć na nic. Justyna Kowalczyk: - Dam ci jeszcze narty do klasyka na trzydziestkę. Dzisiejszy start to chyba dobra okazja, żeby wprowadzić się w bojowy nastrój przed biegiem na 30 km? Justyna Kowalczyk: - Jestem bojowo nastawiona od początku igrzysk, zresztą przed też byłam. Bardzo się cieszę z dzisiejszego dnia, a trzydziestka to będzie coś zupełnie innego. Nowe warunki, nowe narty i inny wysiłek. Michał Białoński, korespondencja z Pjongczangu