Po nieudanym starcie w sprincie Justyna Kowalczyk rozmawiała nie tylko z polskimi dziennikarzami. Otoczył ją także wianuszek Rosjan, gdyż nasi wschodni sąsiedzi darzą ją dużym szacunkiem, a w Soczi dopingowali jak swoją zawodniczkę. Co zrozumiałe, Rosjan dręczy wykluczenie ich wielu sportowców za doping, spośród których 28 później oczyszczono z zarzutów. Taka sytuacja spotkała m.in. mistrza olimpijskiego z Soczi, w biegu na 50 km Aleksandra Legkowa i potrójnego srebrnego medalistę Maksyma Wylegżanina. Najpierw dożywotnio ich zawieszono za doping, a 1 lutego 2018 r. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu obu oczyścił z zarzutów. Stało się to na tyle późno, że żadnego z nich nie ma w Pjongczangu, gdzie Rosjanie nie startują jak oddzielna reprezentacja, tylko pod nazwą Sportowcy Olimpijscy z Rosji, bez prawa używania własnej flagi i hymnu. Rosyjscy dziennikarze zapytali Kowalczyk o jej zdanie na ten temat. - Najpierw ich ukarali za doping, a jeśli potem powiedzieli, że wszystko było czysto, to gdzie tu sprawiedliwość? - dziwiła się Kowalczyk, w rozmowie z Rosjanami. Rosyjscy żurnaliści dopytali, czy wykluczenie ich sportowców było decyzją polityczną. - Rosjanie tak mogą powiedzieć z pewnością. Dużo polityki jest w sporcie. Wszędzie tam, gdzie są duże pieniądze, tam zawsze będzie polityka i sprawiedliwości nie należy oczekiwać - podkreśliła Justyna. Na koniec Rosjanie zapytali "Królową Nart", czy po latach sukcesów jest zadowolona z występu w sprincie, w którym odpadła w ćwierćfinale. - Miałam nadzieję na lepszy rezultat w sprincie. W pierwszym występie, którego połowa była stylem łyżwowym, nie spodziewałam się, że będzie dobrze. Ale dzisiaj była duża nadzieja na dobry rezultat. Teraz jest mi smutno. Olimpiada jeszcze się nie skończyła. Jeszcze trwa i może przyniesie dla mnie jakiś lepszy rezultat - budzi nadzieję Polka. Justyna szykuje się teraz na sztafetę 4x5 km, która zostanie rozegrana w sobotę. Oglądaj igrzyska na żywo! Z Pjongczangu Michał Białoński