"Chciałabym mieć kucharkę, która przygotowywałaby posiłki na każdych zawodach. Zależy mi na zdrowym żywieniu, a nie jest to proste podczas zawodów. Moja mama nie może się zajmować także i tym" - powiedziała podwójna mistrzyni olimpijska. Jej mama Zuzanna jest szefową zespołu Ledeckiej, w którym pracuje pięć osób - czterech Czechów oraz amerykański trener snowboardowy Justin Reiter. 22-letnia Ledecka jest pierwszą olimpijką, która zdobyła dwa złota w dwóch dyscyplinach na jednych igrzyskach - wygrała supergigant w narciarstwie alpejskim oraz snowboardowy slalom gigant równoległy. Nagroda Czeskiego Komitetu Olimpijskiego to tylko część gratyfikacji, jakie otrzyma Czeszka za sukcesy w Pjongczangu. Kolejne miliony trafić mogą na jej konto z umów sponsorskich. "Wszyscy wiedzą, że jesteśmy gangiem bogaczy" - żartowała Ledecka w Pjongczangu. Dodała, że pieniądze wspomogą cały jej sześcioosobowy team, bo ona nie ma głowy do spraw finansowych, którymi zajmuje się jej mama. Rodzice zainwestowali na początku w szkolenie Ester kilkanaście milionów koron. Podporządkowali treningom - głównie w Karkonoszach - oraz startom córki w zawodach Pucharu Świata całe swoje życie. Teraz "inwestycja" się zwraca. Ledecka kontynuuje olimpijską tradycję w rodzinie - jej dziadek hokeista Jan Klapac był z drużyną wicemistrzem olimpijskim w Grenoble w 1968 roku, zaś cztery lata wcześniej w Innsbrucku cieszył się z brązu. Jest także mistrzem świata z 1972 r.